Ciepłe wiosenne słońce powoli wzeszło na
niebie, oświetlając swoimi promieniami świat. Część tych promieni przebiła się
przez koronę wysokiego lasu i przebudziła liczne zwierzęta z głębokiego snu.
Rozbudzone ptaki rozpoczęły swój codzienny koncert, radośnie ćwierkając i
latając po miejscu swego zamieszkania. Inne stworzenia pochowały się do swoich
kryjówek, albo wyszły z nich, aby spędzić jakoś wspaniały dzień. Słońce
oświetliło również małą drewnianą chatkę na skraju tego lasu. Mieszkała tam
rodzina składająca się z trzech osób: matki, ojca i syna.
Matka miała na imię Rozalinda i
należała do rasy ludzkiej. Miała duże brązowe oczy oraz długie kasztanowe
włosy. Nie wyróżniała się swoją sylwetką i postawą, chociaż była wytrzymała i
dosyć wysportowana. Jej marzeniem zawsze było założyć rodzinę i żyć w spokoju,
więc z oddaniem poświęcała swój czas, aby zająć się domem i dzieckiem.
Uwielbiała opowiadać i wymyślać historie o bohaterach, które jej syn bardzo
lubił. Świetnie gotowała oraz potrafiła uszyć niesamowite rzeczy z kilku
skrawków materiału. Chociaż było widać po niej wiek, swojego męża wciąż kochała
z żarliwością, godną młodej dziewczyny. Mąż nie był temu dłużny i kochał żonę
równie mocno.
Mężczyzna nazywał się Kail, był również
człowiekiem i pochodził z wioski, nieopodal ich miejsca zamieszkania. Z
zewnątrz wyglądał niepozornie. Krótkie czarne włosy i brązowe oczy miało, prócz
niego, wielu ludzi. Również wielu mężczyzn było wysportowanych i silnych,
szczególnie we wioskach. Cechą, która wyróżniała Kaila spośród innych było to,
że był niesamowitym fechmistrzem, który wyszkolił już wielu młodych ludzi. Z
tego powodu był niezwykle szanowany w okolicy. Prócz tego posiadał pewne
umiejętności, dzięki którym mógł stworzyć proste urządzenia do ćwiczeń. Uważnie
trenował swego syna, aby mógł on radzić sobie w świecie. Udało mu się zbudować
dom na skraju lasu, w niewielkim oddaleniu od wioski. Tam właśnie zamieszkał
wraz z Rozalindą i potomkiem.
Syn tej kochającej się pary również powinien
być zwykłym człowiekiem. Jednakże tak nie było. Różnił się od ludzi. Miał
dziwny, niepokojący wygląd. Był przeraźliwie wysoki z posturą przywodzącą na
myśl starszego wojownika, a nie dwudziestoletniego mężczyznę. Na głowie miał
długie, ostre, czerwone rogi, zakończone czarnymi szpicami, które były
przykryte przez krótkie brązowe włosy. Bladej, wręcz demonicznej karnacji dodawały
człowieczeństwa tylko niebieskie oczy, które miały jednak źrenice
nienaturalnego kształtu. Z tyłu wyrastał mu długi czerwony ogon, zakończony
ostrym szpicem. Ludzie obawiali się mężczyzny i lękiem napawało ich samo jego
imię – Dante.
Ale, nie było tak od początku. Jako
siedmiolatek Dante nie charakteryzował się niczym dziwnym. Miał krótkie brązowe
włosy, niebieskie oczy, a z tłumu dzieci dało się go tylko rozróżnić poprzez
wysoki wzrost. Mógł żyć z ludźmi z rodzinnej wioski ojca w przyjaźni. Jako
chłopiec uwielbiał spotykać się z rówieśnikami, bo chociaż zawsze był od nich
większy i silniejszy, to był w centrum uwagi. Nie zdawał sobie sprawy, że inne
dzieci obawiały się go albo wykorzystywały na swoją korzyść. Jednak im był
starszy, tym bardziej się zmieniał. Powoli stawało się z nim coś, czego nie
rozumiał. Kiedy skończył dziesięć lat, Rozalinda zabroniła mu się przeglądać w
odbiciu. Jakimkolwiek. Nie wiedział co się dzieje. Dzieci, które do niedawna
udawały jego przyjaciół, odsunęły się i zaczęły go ignorować lub uciekać, kiedy
tylko się zbliżył. Po jakimś czasie rodzice znajomych zabronili mu się nawet do
nich zbliżać. Słyszał dziwne uwagi pod swoim adresem. Niektórzy go wyzywali od
dziecka diabła czy innego potwora, a inni twierdzili, że jest złym duchem,
który powinien być jak najszybciej wyrzucony ze społeczności ludzi. Dante
stawał się coraz bardziej samotny. Po jakimś czasie tylko jego własni rodzice
uznawali go za normalne dziecko i byli po jego stronie. Dopóki nie skończył
piętnastu lat. Wtedy to po raz pierwszy sam u siebie zauważył oznaki zmian,
które innych przerażały. Trudno było ich nie zauważyć. Chłopakowi wyrósł
czerwony ogon, pojawiły się małe rogi, kły zamiast zębów oraz zakrzywione
szpony. Z każdym jego większym zdenerwowaniem pojawiało się więcej oznak. Stał
się nienaturalnie wysoki w stosunku do reszty mieszkańców wioski. Ludzie byli
tym przerażeni. Postanowili ostatecznie odizolować go od siebie. Nie wpuszczać
do wioski. Stał się wyrzutkiem. Nawet matka i ojciec zaczęli się go bać, jednak
to zręcznie ukrywali. Kiedy spytał ich dlaczego tak wygląda, powiedzieli, że
jest przeklęty. Kail opowiedział, że dawno temu, przez przypadek zakłócił
spokój ducha mściwego maga. Wtedy to zjawa rzuciła klątwę na jego pierworodnego
syna, mówiąc, że będzie wyglądać jak demon. Mężczyzna zapomniał o tej klątwie,
ponieważ się nigdy nie objawiła u chłopca, aż do teraz. Piętnastoletniemu
młodzieńcowi niezbyt pasowała ta wersja wydarzeń, szczególnie, że fechmistrz
nie był najlepszym bajarzem, a to że kłamał dało się wyczuć wręcz od razu. Ale
ku zdziwieniu chłopaka, Rozalinda potwierdziła opowieść, więc musiał uwierzyć.
Nie podejrzewał, aby matka mogła go okłamać. Po prostu taka nie była. Z
niechęcią przyjął do wiadomości tę wersję, ale wtedy postanowił że stanie się
wspaniałym wojownikiem, którego umiejętności będą tak niezwykłe, że wszyscy
będą darzyć go szacunkiem i zamiast się bać, zaczną go podziwiać.
Pewnego wiosennego dnia, Dante jak zwykle
wyszedł z drewnianej chatki, aby pójść rankiem poćwiczyć walkę w lesie. Ubrany
był w czarny lekki pancerz, który nosił na ćwiczenia, aby przyzwyczaić się do
jego ciężaru. W ręce trzymał drewniany miecz ćwiczebny, który dostał od ojca.
Zdawał sobie sprawę z tego, że powinien ćwiczyć już z prawdziwą bronią, ale z
rana wolał rozgrzać się ze sztucznym ostrzem. Młody mężczyzna, mrucząc sobie
coś pod nosem, wszedł w ciemny las. Było tam jeszcze dość zimno z powodu
porannych przymrozków, ale zbroja grzała wystarczająco, aby można było tego nie
czuć. Dante zdając sobie sprawę, że czeka go trochę drogi, zaczął wspominać
swoje dzieciństwo. Zabawy z tatą od razu przyszły mu na myśl. Polegały one co
prawda na mniej lub bardziej zaawansowanej walce na miecze, jednak i tak dawały
dużo radości. Po takich ćwiczeniach zazwyczaj wracali z ojcem do domu. Po
kolacji siadali razem z matką przy stole i słuchali jej opowieści. Były to
stare legendy o bohaterach, smokach lub demonach. Chłopak uwielbiał słuchać
głosu Rozalindy, gdy ta wczuwała się różne role. Mógł wtedy sobie wyobrażać tak
wiele wspaniałych przygód.
Cofał się w pamięci i nagle natrafił na
specyficzną pustkę we wspomnieniach. Pamiętał wszystko od czasu swoich piątych
urodzin. Wcześniejszy czas był dla niego dziwną czarną plamą. Nie próbował jej
jeszcze w żaden sposób pominąć, ale była dość irytująca. Większość ludzi
pamiętała chociaż pojedyncze rzeczy z tak wczesnego dzieciństwa. A on nic. W
dodatku nigdy nie słyszał opowieści o sobie z tego okresu. To było interesujące,
ale nigdy nie miał dość czasu, aby porządnie się nad tym zastanowić. Tak samo
było i dzisiaj. W momencie, gdy tylko o tym zaczął myśleć, dotarł do miejsca
ćwiczeń. Była to niewielka polanka obok góry, z której spływał wodospad.
Błękitna woda spadała kaskadami w dół, tworząc duże jezioro. Obok jeziora był
skrawek ziemi, na którym stały obrotowe, drewniane manekiny ćwiczebne, sklecone
niewprawną ręką. Przytwierdzone miały żelazne kule, które w momencie, gdy
ćwiczący zrobił zły ruch, mogły zrobić krzywdę. Wielkie drzewa liściaste nad
polanką dawały przyjemny cień w lecie i chroniły przed śniegiem w zimie. Dante
czuł się tutaj spokojny i mógł panować nad emocjami ukierunkowując je w jeden
cel. W takim otoczeniu zaczął się rozgrzewać.
Kiedy skończył, rozpoczął ćwiczenia z
manekinami. Z zamkniętymi oczami, wsłuchiwał się w szum wodospadu i pieśń
wiatru tańczącą między drzewami. Raz za razem ciął sztucznego przeciwnika,
pozwalając swoim odruchom wziąć górę, kiedy czuł, że manekin zaczyna się
obracać. Zupełnie zatracił się w myślach. Wyobraził się, że stoi naprzeciwko
prawdziwego wroga, a nie beznamiętnej kukły. Obserwował czerwone oczy
wymyślonego przez siebie wielkiego, zielonego orka o postawie niedźwiedzia na
dwóch łapach, odgadując raz za razem jego ruchy. Uderzał coraz mocniej, chcąc
go pokonać, przebić swoim mieczem. Unikał ataków tak szybko jak mógł,
wykorzystując wszystkie znane sobie techniki. Aż w końcu, kiedy po raz kolejny
uchylił się przed ciosem, zobaczył odsłoniętą część zbroi przeciwnika. Z całej
siły uderzył mieczem w to miejsce, mając nadzieję, że ostrze przebije się przez
twardą skórę napastnika.
Nagle Dante usłyszał głośny trzask
rozbijanego drewna. Otworzył oczy. Manekin z którym ćwiczył był roztrzaskany w
drobny mak. Miecz ćwiczebny za to był lekko wyszczerbiony. Zszokowany spojrzał
na szczątki swojego wyobrażonego wroga. W końcu, zorientowawszy się co zrobił, roześmiał
się i kładąc broń na ziemi, podszedł do jeziora, aby przemyć się zimną wodą.
Robiąc to, ledwo zerknął na swoje odbicie. Wiedział, że gdyby bardziej się na
tym skupił, to nie zapanowałby nad sobą. Jego inność wciąż mu przeszkadzała. Po
szybkim orzeźwieniu zimną wodą, położył się na trawie obok jeziora.
Po pewnym czasie usłyszał wołanie Rozalindy:
-
Dante! Obiad! – Zerwał się z miejsca, ponieważ był już bardzo głodny. Pozbierał
swoje rzeczy i przeszedł zaledwie kilka kroków, kiedy usłyszał przeraźliwy,
kobiecy krzyk. Zaniepokojony przyśpieszył. Zastanawiał się, co się mogło stać.
Ktoś ich zaatakował? A może Rozalinda tylko nierozważnie się poparzyła? Miał
irracjonalną nadzieję, że to drugie, choć wiedział, że jego matka nigdy by tak
nie krzyknęła z powodu oparzenia. Przekonał się, że grozi jej
niebezpieczeństwo, gdy do jego uszu doszedł krzyk bojowy ojca, który zakończył
się wrzaskiem bólu. Chwytając mocniej drewniany miecz, zaczął biec. Przedzierał
się przez poszycie lasu, starając się wrócić jak najszybciej. Miał nadzieję, że
zdoła dotrzeć na czas, aby uratować rodzinę. Równocześnie modlił się o to, aby
jego rodzicom nic się nie stało. W pewnym momencie poczuł spalone drewno. To
zmotywowało go do jeszcze szybszego biegu, choć zdawało się to wcześniej
niemożliwe. W końcu wybiegł z lasu i jego oczom ukazał się przerażający widok.
Zapach spalenizny pochodził z jego domu.
Dokładnie to już jego resztek. Dogorywało tylko kilka drewien. Nic całego nie
zostało z tego, co do niedawna nazywał domem. Co mogło spalić tak szybko całą
budowlę? To przecież było wręcz niemożliwe… Dante ruszył przed siebie,
oglądając zniszczenia. Dookoła leżały porozbijane talerze, spalone książki,
zniszczone i porozrzucane rzeczy. Wszędzie było mnóstwo krwi. Jakby ktoś
zabijając, okropnie znęcał się nad ofiarą. Zrozpaczony, zaczął nawoływać
rodziców. Po chwili, wśród szczątek budynku, zauważył dwa rozszarpane ciała.
Przerażony podszedł do zwłok. Z trudnością rozpoznał w nich swoją rodzinę.
Zaparło mu dech w piersiach. Załamany padł na kolana i zaczął szlochać. Był
przerażony, zrozpaczony, zdziwiony i niezrozumiale wściekły. Płakał dopóki mu
nie brakło tchu. Wtedy niespodziewanie usłyszał głos swojej matki:
-
Proszę, Dante wstań. Skończ płakać. Musimy ci coś powiedzieć. – Dante zerknął
przez ramię. Ze zdumieniem zauważył mgliste postacie swoich rodziców. Wstał
niepewnie i odwrócił się.
- Proszę, wysłuchaj mnie uważnie – zaczęła Rozalinda. - Nie jesteśmy twoimi rodzicami. Przepraszam, że cię tak długo okłamywaliśmy. Wiem, że nam ufałeś, a my ukrywaliśmy przed tobą coś tak ważnego.
- Proszę, wysłuchaj mnie uważnie – zaczęła Rozalinda. - Nie jesteśmy twoimi rodzicami. Przepraszam, że cię tak długo okłamywaliśmy. Wiem, że nam ufałeś, a my ukrywaliśmy przed tobą coś tak ważnego.
Dante
z szoku nie mógł mówić, choć wewnątrz niego wrzała wściekłość. Jak oni mogli go
TAK okłamać! W dodatku najbardziej zabolało go to, że Rozalinda, którą uważał
za uczciwą, również go okłamała. Kobieta przerwała, czekając aż Dante przyswoi
sobie szokujące informacje, po czym mówiła dalej:
-
Twój wygląd nie jest przekleństwem. Wiem, że to może być dziwne, ale jest jak
najbardziej właściwy. Kochanie, jesteś półdemonem. Nas zabili wysłannicy
twojego prawdziwego ojca. Najwyraźniej chce on cię odzyskać. Twoja matka nam
cię powierzyła przed swoją śmiercią, z nadzieją, że uda nam się ciebie przed
nim ochronić. – Kobieta przerwała, biorąc głęboki wdech. - Dan, proszę, posłuchaj
nas ostatni raz nim odejdziemy. Odnajdź prawdziwą rodzinę i poznaj swoją
przeszłość. Musisz to zrobić. Będzie to miało wkrótce wielkie znaczenie. –
Dante nie mógł w to uwierzyć. Stał jak wryty. Czuł, że nogi się pod nim uginają
pod wpływem emocji. Wszystko w co wierzył, całe jego życie okazało się jednym,
wielkim kłamstwem. Wściekł się.
-
Więc nie jestem przeklęty?! Dlaczego mnie okłamywaliście?! Dlaczego wyglądam
jak potwór, jak półdemon? Dlaczego jestem półdemonem?! Kim dokładnie jest mój
ojciec?! Co z moją matką?! Prawdziwą matką! – krzyczał. Z jego oczu znów
popłynęły łzy. Fałszywi rodzice jednak trwali w milczeniu. Ich kolory zaczęły
blaknąć. Zaczęli powoli znikać. Kontury przeźroczystych postaci rozmazały się.
-
Synu, musimy już odejść – powiedział spokojnie Kail, kiedy mężczyzna w końcu
zamilkł wzburzony. – Ale pójdź na północ, w stronę wodospadu. Tam znajdziesz
przedmioty, które pomogą ci odnaleźć prawdziwych rodziców. Na pytania, które
nam zadałeś musisz sam odpowiedzieć.
Zorientował
się co Kail do niego mówi. W jednym momencie powstrzymał swoją złość. Oni nie
mogli go znowu zostawić! Zrobili to przed chwilą! Po co teraz się pojawiać?
Powinni zostać! Dante chciał spróbować ich powstrzymać, ale poczuł że ma
zaciśnięte gardło. Nie mógł już mówić. Zdołał wyszeptać tylko:
-
Ale ojcze…
-
Powiedzieliśmy to co do nas należało i co wiedzieliśmy. Teraz wszystko zależy
od ciebie. Żegnaj, mój synu – odrzekł Kail i w jednej chwili rozpłynął się w
powietrzu. To samo stało się z Rozalindą.
-
Czekajcie! – zawołał zaskoczony Dante. – Czemu tak szybko? Jaką przeszłość?
Jakie przedmioty? Chwila! Mam jeszcze tyle pytań!
- Zawsze
cię kochaliśmy… - Usłyszał jeszcze echo głosu przyszywanej matki.
Dante, po spotkaniu ze zjawami
zrezygnowany usiadł na ziemi. Nie był pewien co powinien zrobić. Rozejrzał się
wokoło. Z jego domu nie zostało już nic. Nie miał gdzie mieszkać i nie miał
żadnego dobytku prócz ubrania na sobie i wyszczerbionego, drewnianego miecza.
Uśmiechnął się pod nosem, wyśmiewając całą sytuację. Rano jeszcze miał
wszystko, a teraz został tylko z tym co miał przy sobie. Jeszcze raz rozejrzał
się po pogorzelisku, szukając czegoś przydatnego. Starał się nie patrzyć na
zmasakrowane ciała, ale wbrew sobie ciągle na nie zerkał. Przeszukał resztki
domu. Niestety, nie znalazł nic, co byłoby w całości. Nawet broń Kaila była w
kawałkach. Owszem, znalazł zakopaną skrzynkę z pieniędzmi na czarną godzinę.
Bez wahania wziął ją, lecz prócz tego nie było już nic. Dante w końcu doszedł
do wniosku, że jedynym wyjściem jest wyruszenie w podróż. Zdawał sobie sprawę z
tego, że ludzie z wioski nie będą chcieli mu pomóc, nawet jeśli do dziś żył z
nimi we względnym pokoju. Będzie więc musiał sam o siebie zadbać. Nim wyruszył
w stronę wioski, pochował z szacunkiem swoją dotychczasową rodzinę. Chociaż
fałszywi, to wciąż byli jego rodzice. Wychowywali go piętnaście lat. Kochał ich
i chociaż miał do nich teraz pewien żal, to przywiązanie się nie zmieniło.
Skierował się na północ według wskazówek
ojca. Początkowo wszystko było w porządku, lecz podróż niestety nie obyła się
bez kłopotów. Kiedy wszedł do wioski, obok której żył przez tyle lat,
niespodziewanie zaatakowali go wszyscy mieszkańcy uzbrojeni w widły, kosy,
łopaty i pochodnie. Stali pod bramą, czekając na niego. Myśleli, że to on zabił
swoich rodziców. Wieści bardzo szybko się rozchodziły. Było wiadomo, że dom
został zniszczony przez jakąś demoniczną siłę. Każdy człowiek z tego powodu
podejrzewał Dantego.
Ludność wioski rzuciła się na półdemona, a
wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nawet sam Dante. Bardzo szybko jego
włosy zbielały, rogi urosły, a ogon wydłużył i zaostrzył na końcu. Nagle na
całym ciele pojawiły mu się czarne runy, które po pewnym czasie zaczęły świecić
piekielnym czerwonym kolorem. Oczy zmieniły kolor z niebieskiego na jasny
czerwony. Urósł jeszcze bardziej, jakby to było możliwe. Ludzie przekonali się,
że zamienił się w prawdziwego demona. Widząc przemianę przerazili się i nie
mogli ruszyć. A Dante poczuł żądzę krwi. Nim zdołał się powstrzymać, złapał
najbliższego człowieka i jakby ten nic nie ważył, uniósł i oderwał głowę od
ciała. Ciepła krew trysnęła mu na ręce. Poczuwszy dziwny impuls, rozerwał
człowieka na kawałki, czując w tej czynności niebywałą przyjemność. To go w
głębi przeraziło. Ludzie widząc to, otrząsnęli się z otępienia i zaczęli
uciekać. Demon już chciał za nimi pobiec, ale powstrzymał swoją naturę. Zdusił
w sobie cały gniew, chęć zabijania i inne odczucia. Powoli udało mu się
powrócić do częściowo ludzkiego wyglądu. Jedynie włosy pozostały białe oraz
runy nadal były widoczne, chociaż ograniczyły się tylko do torsu i rąk. Z
bliska wyglądały jak tatuaże. Kiedy tylko się uspokoił, jak najszybciej uciekł
z wioski. Nie chciał zostać ponownie zaatakowanym w jej pobliżu. Bał się tego
co mógłby zrobić. Jak na razie miał na sumieniu tylko jedną osobę, a nie
chciał, aby zwiększyła się ich ilość. W dodatku nadal nie mógł pojąć tego co
się stało. Nie miał pojęcia o tym, że się zmienił z wyglądu. Zdawał sobie sprawę
tylko z tatuaży.
Nadal
pełen energii, pobiegł na północ. Podczas biegu starał się nie myśleć o tym co
zrobił i co mógł zrobić. Bał się tego wszystkiego. A wszystko przecież zaczęło
się normalnie, a potem… Wolał jednak o tym nie myśleć. Pruł bezmyślnie do
przodu. Zatrzymał się dopiero w środku nocy, w lesie. Kiedy miał już pewność,
że wioskę zostawił daleko za sobą. Wtedy padł na ziemię, wyczerpany. Po czym
zasnął.
We
śnie ujrzał wysoką, szczupłą kobietę z długimi czarnymi włosami. Miała
strasznie bladą cerę, której nadawały koloru krwistoczerwone usta oraz błękitne
oczy. Jej długa suknia wyglądał jak uszyta z mgły. Nieznajoma była śliczna
chociaż wyglądała na zmęczoną i zestresowaną. Kiedy zobaczyła Dantego, na jej
twarzy wykwitł szczery, przepiękny uśmiech. Podeszła do młodego mężczyzny i
pogłaskała go po policzku. Następnie wysokim, czystym głosem powiedziała:
- Mam mało czasu.
Jestem twoją matką. Musisz odnaleźć ojca i udać się na Wyspę Umarłych. Wtedy
znów się spotkamy. Zbierz silną drużynę, ponieważ będzie czyhało na was
śmiertelne niebezpieczeństwo. Tam gdzie teraz zmierzasz odnajdziesz mój
medalion. Będzie cię on chronił. – Po czym pocałowała go w czoło i znikła.
Dante obudził się zlany zimnym potem. Ciągle czuł na sobie dotyk zjawy. Ku
swojemu niezrozumieniu, czuł, że jej uwierzył. Wydawała się realna. Wstał,
rozglądając się niespokojnie wokół. Na szczęście las wydawał się zwyczajny.
Młody półdemon nim wyruszył w dalszą drogę do wodospadu, bił się przez chwilę z
myślami. Nie miał pojęcia, czy powinien posłuchać zjawy ze snu. Przecież
najprawdopodobniej była tylko majakiem sennym. Jednak kiedy doszedł do wniosku,
że zignoruje cały sen, zerwał się mocny wiatr, który popchnął go na wielką
brzozę, przyciskając go do niej. Trwało to tylko chwilę. Jak tylko znikł, Dante
zszokowany upadł na ziemię. Nic wokół nie wskazywało, że w ogóle wiało. Nie
opadły żadne liście ani gałązki. Ptaki w koronach drzew śpiewały sobie, jak
gdyby nigdy nic. Dziwne zjawisko przekonało chwilowo mężczyznę, że chyba jednak
należałoby posłuchać dziwnej kobiety podającej się za jego matkę. Na wszelki
wypadek. Dante z trudem wstał z ziemi i wyruszył w dalszą podróż.
Po kilku godzinach wędrówki znalazł się
przed jeziorem z wodospadem. Wpatrzył się w spływającą kaskadami wodę z dość
wysokiej góry. I gdzie będą te przedmioty? Nagle wpadł na pomysł. Wskoczył do
wody i wpłynął wprost w ścianę wodospadu. Szum był niesamowicie głośny. Pod
wpływem siły biczów wodnych ściągało go w dół. Nie poddał się, przebrnął przez
przeszkodę i trafił na podwodny tunel. Z satysfakcją wypłynął na powierzchnię,
aby wziąć głęboki oddech. Od razu potem zanurkował i popłynął w ciemność.
Wynurzył się w grocie. Nie widział nic. Czuł wokół tylko pustkę. Wyszedł z wody
i dotykając ściany, którą znalazł po chwili błądzenia po omacku, poszedł
ostrożnie wzdłuż niej. Powoli jego oczy przyzwyczajały się do ciemności.
Widział coraz więcej szczegółów. Po paru minutach mógł się wreszcie swobodnie
poruszać. Szedł przed siebie, aż nagle, na końcu korytarza dojrzał zgarbioną
sylwetkę nieznanego człowieka. Usłyszał męski, piskliwy głos:
- Nie podchodź, to jest moje!!! – Dante słysząc te słowa wybuchnął głośnym śmiechem. Nie mógł się utrzymać na nogach z rozbawienia. Zobaczył brudnego, małego rzezimieszka, który mógłby mu zagrozić najwyżej tym, że zarazi go wszami. Żeby poradzić sobie z kimś takim, nie potrzebował nawet drewnianego miecza!
- Nie podchodź, to jest moje!!! – Dante słysząc te słowa wybuchnął głośnym śmiechem. Nie mógł się utrzymać na nogach z rozbawienia. Zobaczył brudnego, małego rzezimieszka, który mógłby mu zagrozić najwyżej tym, że zarazi go wszami. Żeby poradzić sobie z kimś takim, nie potrzebował nawet drewnianego miecza!
- Nie śmiej się ze
mnie! Zaraz pokażę ci moją prawdziwą moc! To wszystko będzie moje! – krzyczał
nieznajomy. Chciał podnieść leżący za nim miecz, ale stanął w płomieniach.
Młody półdemon przestał się śmiać i zamarł. Ciało człowieka doszczętnie
spłonęło, już po kilku sekundach. Została tylko kupka popiołu. Dante, czując
straszliwy odór, zaczął się wahać. Nie był pewny co podpaliło mężczyznę, więc
zastanawiał się czy nie uciec z ciemnej groty. Jednak ciekawość była
silniejsza. Podszedł do przodu, aby zobaczyć jaki oręż leżał za nieznajomym. Niedbale
rzucony miecz był długi i ostry. Po wielkości Dante stwierdził, że półtoraręczny.
Cały był pokryty czarnymi plamami. Półdemon oczarowany, bezmyślnie podniósł
narzędzie i wytarł je. Chciał sprawdzić, jak walczyłoby się takim mieczem.
Niespodziewanie klinga zmieniła barwę na czarną i zaczęła płonąć. Dante
przestraszył się. Nie chciał spłonąć, jak ten nieznajomy przed chwilą. Spróbował
wypuścić miecz, ale nie mógł.
Nagle
zobaczył świat w ogniu. Wszystko dookoła płonęło. Kamienie, sklepienie, nawet
woda! Lecz po uważniejszym przyjrzeniu się to, to nie woda płynęła obok. To
była lawa. Półdemon spróbował się ruszyć, ale nie mógł. Kiedy tak trwał w
miejscu, spośród języków płomieni wyłoniła się postać. Był to potężny,
muskularny demon. Miał wielkie rogi oraz długie, ostre szpony. Z jego postawy
biła duma i potęga. Powolnym krokiem zbliżał się do przerażonego Dantego. Zza
wysportowanego ciała postaci wyłaniał się długi, cienki ogon, z płomykiem na
końcu.
- W końcu cię odnalazłem! – odezwał się grubym głosem. Dziwny pogłos, jak z dna studni, rozniósł się po grocie.
- Kim ty do cholery jesteś?! – ryknął Dante, nagle odzyskując mowę, którą stracił na moment. – Jak to mnie odnalazłeś?
- Jak możesz mnie nie poznać? Własnego ojca?! – odparł demon, uśmiechając się.
- Że co?! Kłamiesz! Nie możesz być moim ojcem! Udowodnij to!
- Spójrz na siebie! Wyglądasz jak ja – powiedział demon, spoglądając na syna z litością. Młody mężczyzna spojrzał na siebie. Przerażony zauważył, że sam płonie.
- W końcu cię odnalazłem! – odezwał się grubym głosem. Dziwny pogłos, jak z dna studni, rozniósł się po grocie.
- Kim ty do cholery jesteś?! – ryknął Dante, nagle odzyskując mowę, którą stracił na moment. – Jak to mnie odnalazłeś?
- Jak możesz mnie nie poznać? Własnego ojca?! – odparł demon, uśmiechając się.
- Że co?! Kłamiesz! Nie możesz być moim ojcem! Udowodnij to!
- Spójrz na siebie! Wyglądasz jak ja – powiedział demon, spoglądając na syna z litością. Młody mężczyzna spojrzał na siebie. Przerażony zauważył, że sam płonie.
- Widzisz, teraz
wytwarza się w tobie demoniczna aura – dodał demon, przechadzając się
spokojnym krokiem po grocie. Nieuważnie stanął na popiele, który został z rzezimieszka,
ale nie zwrócił na to uwagi. - Jestem Tyberiusz. Władca świata podziemnego. Ty
zaś jesteś moim synem i potrzebuję twojej pomocy. – Dantego zamurowało.
Wpatrywał się w płonącą przestrzeń niczym w pustkę. To nie mogło się dziać
naprawdę. Chciał aby wszystko to było snem. Wiedział że wygląda jak półdemon,
że niby naprawdę nim jest, ale do teraz, wciąż nie był tego w pełni świadomy.
Jego ojciec jest władcą podziemia? Czy to żart? Może być gorzej i dziwniej?
- Idź na zachód. Otwórz bramę do mojego królestwa i spraw aby z popiołu tego świata powstało nowe królestwo, w którym razem będziemy rządzić – rzekł demon i nagle wszystko zniknęło, a Dante został w grocie sam. W ręku trzymał zwykły miecz z czarnym ostrzem.
- Idź na zachód. Otwórz bramę do mojego królestwa i spraw aby z popiołu tego świata powstało nowe królestwo, w którym razem będziemy rządzić – rzekł demon i nagle wszystko zniknęło, a Dante został w grocie sam. W ręku trzymał zwykły miecz z czarnym ostrzem.