niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 7 - Skradziona przeszłość



         Dante z Kaisem siedzieli na wzgórzu, podczas gdy Saristay z Farionem polowali na kolację.
- Słuchaj. Będę mówił powoli. Magia to taka rzecz, która jest w tobie – mówił niziołek jak do małego dziecka. – Każdego dnia może o sobie dać znać. Jest to bardzo niebezpieczne. Jeśli jej nie powstrzymasz to spłoniesz, przytłoczony mocą. Ale jeśli nauczysz się nad nią panować to będziesz mógł robić różne magiczne sztuczki. Wiesz, kuleczki ogniste i kwiatuszki z wody, herbatki lecznicze i takie różne słodkie rzeczy. Do tego potrzeba trochę silnej woli. Ale ty ją masz, prawda?
- Masz mnie za debila? – zapytał zdenerwowany i upokorzony Dante.
- Tak – powiedział już poważny Kais. – Masz podobno moc magiczną, więc jak możesz tego nie potrafić?! Nawet w małym stopniu?! Czuć od ciebie moc, ale uśpioną! Czegoś takiego nie da się NIE kontrolować! Nie uwierzę dopóki nie spróbujesz! – krzyknął.
- Wychowywał mnie szermierz, a nie mag! – wycedził półdemon przez zęby.
- Yhm, no i co z tego? Nawet niemowlak w pewnym stopniu panuje nad swoją mocą. Czegoś takiego jak opanowanie, to sam byś mógł się na… - Nie skończył, ponieważ Dante chwycił go za szyję. Półdemon wstał i wystawił niziołka nad przepaść. Przerażony Kais zaczął się panicznie wyrywać.
- Gabo! – wycharczał.
         Z lasu wybiegł ogromny, czarny goryl. Szybko przyczłapał do półdemona i wyrwał Kaisa z jego rąk. Postawił niską postać na ziemi.
- Spisałeś się… Tym razem – rzekł niziołek, otrzepując ubranie.
- Co to jest do cholery! Nie wynajmowałem całego cyrku! Wystarczy już, że mamy klauna! – Dante wskazał palcem na Kaisa.
- Gabo to mój obrońca i przyjaciel! Wynajmujesz mnie, wynajmujesz jego! – zawołał mały mag. - Dwa w cenie jednego – dodał.
- Nie dość, że mam wypłosza na głowie, to jeszcze małpę! Patologia! – zbulwersował się Dante.
- Och… Dobra, nie. Na spokojnie. - Chłopak usiadł na ziemi, kiwając aby mężczyzna zrobił to samo. – Jeszcze raz. Co potrafisz?
Półdemon, siadając, spojrzał na niziołka zirytowany.
- Mówiłem już, że nic. Kilka dni wcześniej nie zdawałem sobie nawet sprawy, że cokolwiek MOGĘ zrobić. Podczas ataku orków niespodziewanie zacząłem używać magii. Nie mam pojęcia jak to robiłem, ale zabijałem ich skutecznie. Według mojej chęci.
- Tego mi idioto nie powiedziałeś! Teraz sprawa rysuje się inaczej. – Niziołek zaczął mówić, coraz bardziej nakręcając się na temat. – W takim był to nagły wybuch mocy niekontrolowanej. Nawet nie znasz przyczyn i skutków swojej potęgi. Do niedawna żyłeś jak zwykły minotaur, więc miałeś prawo nie spodziewać się, że moc w tobie wybuchnie. Rzadko zdajemy sobie sprawę z naszej potęgi na tym świecie. Magia nie jest zarezerwowana tylko dla demonów, gnomów i ludzi. Na upartego każdy może jej się nauczyć… Tylko niewiadomo czemu elfy nie lubią uczestniczyć w gildiach i…
- Co?! Stop. Wolniej i bardziej zrozumiale proszę, gnomie.
- Nie jestem gnomem, zrozum to minotaurze. Jestem niziołkiem – wyjaśnił chłopak zrezygnowanym tonem.
- A ja nie jestem minotaurem.
- To niby kim?
- Półdemonem.
Kais zamilkł zaskoczony. Na chwilę odebrało mu mowę z szoku. Dante zaczął się śmiać z jego miny. To go skutecznie otrzeźwiło.
- Hej! Cichaj! Serio myślałem, że jesteś minotaurem.
- No to się pomyliłeś dzieciaku. Kontynuuj może swoje bajeczki o magii, bo jak widzę lepiej ci to idzie niż myślenie.
- Nie wywyższaj się, bo mogę być od ciebie o wiele starszy niż myślisz.
- Ta? Niby jak?
- Nieważne. Lepiej zacznijmy od teorii. Wiesz w ogóle coś o magach? Czy tylko, że machają rękami, mówiąc dziwne słowa?
- Niewiele, a to co gadałeś jeszcze bardziej to zagmatwało.
- No to od początku. Każda istota może nauczyć się magii. Tylko niektóre rasy są do tego wręcz stworzone, a inne nie. Ty wywodzisz się z ludzi i demonów, więc już mnie nie dziwi tak bardzo twoja silna moc magiczna. Ale ja jestem niziołkiem, a niziołki zwykle ratują się Gildią Złodziei, rzemieślnictwem oraz sprzedażą. Ale to ostatnie nie najlepiej nam idzie.
- Przejdź do rzeczy, bo zmieniasz temat – przerwał Dante. - Jak mam się nauczyć kontroli?
- Staram się ci to powiedzieć, ale ciągle mi przerywasz. Wracając do rzeczy, to powiem to w skróconej formie. Magia należy do każdego, ale istnieją magowie naturalni jak i wyuczeni. Ci naturalni zajmują się najczęściej jednym z czterech głównych filarów magii. Śmiercią, Żywiołami, Wolną Wolą oraz Miksturami i Ziołami. Wyuczeni natomiast zadowalają się magią pośrednią od tego, na przykład Mag Wody, Burzy, Ziemi, Ziół, Maści… I mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Aby nauczyć się najlepszej kontroli nad sobą, musisz odnaleźć swoją drogę. Moją są Żywioły. – Niziołek podniósł rękę, a liście leżące obok niego zawirowały w szaleńczym tańcu z małymi kamyczkami. Po chwili listki spłonęły, a kamyki opadły na ziemię.
- Czyli muszę odnaleźć drogę? To nie ma sensu. Nie mam na to czasu. Jesteś słabym nauczycielem.
- Nawet nie spróbowałeś.
- Spróbować? Ja się muszę nauczyć to kontrolować. Nie jestem magiem i nie mam zamiaru nim być. Walka to coś bardziej interesującego.
- Czyli nie chcesz szukać ścieżki? – Kais przejechał ręką po twarzy, załamany. – To zróbmy to co dzieci. Spokój i lewitacja.
Dante spojrzał pytająco na chłopaka. Wbrew pozorom był nawet zainteresowany tą całą mocą magiczną, jednak wiedział, że nie ma czasu na naukę. Musiał na razie tylko wiedzieć jak się kontrolować. Może później kontynuowałby naukę. W dodatku pierwszy raz widział prawdziwego maga z Gildii. W życiu nie myślał, że z kimś takim będzie rozmawiał, a co dopiero się z nim kłócił. Sądził że magowie są zawsze przeraźliwie silni i pysznią się swoimi umiejętnościami. Ale ten wypierdek bynajmniej taki nie był. W takim razie musiał albo być słaby, albo na tyle silny, żeby jego potęga z niego emanowała. Jednak to ostatnie nie pasowało. No bo przecież był niziołkiem! Jak TA rasa mogłaby kiedykolwiek wyglądać dostojnie i poważnie?
         Kais wstał z ziemi z westchnieniem. Stanął w rozkroku, spojrzał na coś i zamknął oczy. Zaczął podnosić powoli jedną z rąk, a leżące nieopodal kamienie równo z jego ruchami, podnosiły się w powietrze. Kiedy były już całkiem wysoko, niziołek, mając cały czas zamknięte oczy, zaczął machać ręką, a kamienie według jego ruchów zaczęły latać wokół nich. Kilka razy o włos minęły Dantego. Nagle mag zatrzymał się i przyciągnął rękę do siebie. Kamienie opadły na ziemię, tworząc okrąg w którym można było rozpalić ognisko. Chłopak otworzył oczy i uśmiechnął się.
- No! Jednak nie wyszedłem z wprawy – zawołał wesoło. - Ale to nadal tak męczące jak wcześniej. Wolę posługiwać się powietrzem.
- I co? To wszystko – zapytał Dante, niepewnie spoglądając na krąg. – Nic w tym nadzwyczajnego.
- Nadzwyczajne, czy nie, spróbuj to powtórzyć. Po pierwsze, wyryj sobie w pamięci to miejsce. Nawet mając otwarte oczy nie jest to najprostsze. Po drugie, wybierz obiekt, który będziesz przenosić. Po trzecie, uspokój się. Ostatnie co musisz zrobić to oczyścić umysł i skupić się na tym, aby obiekt usłuchał się twojej woli połączonej z magią i uniósł się w powietrze. – Niziołek usiadł znowu na ziemi. Obok niego padł goryl, który cały czas stał obok. Mag zaczął głaskać zwierzaka, patrząc wyczekująco na półdemona.
- Po co mam to robić?
- Żeby nauczyć się opanowania swojej magii, oczywiście.
Dante spojrzał wilkiem na towarzysza i patrząc na wielką gałąź, zaczął naśladować ruchy małego. Sądził, że to nie może być tak trudne. Wyobrażając sobie zaskoczoną minę niziołka, kiedy się mu uda, skupił się, aby ten drewniany patyk podniósł się. Zaczął machać ręką. Nic się nie stało.
- I co? To takie niby proste, czy jednak nie? – zawołał mag.
- To proste! Tylko właśnie mnie rozproszyłeś! Jestem pewien, że to mi się uda – rzekł Dante, zerkając na Kaisa. To co powiedział nie było już prawdą. Zaczął mieć wątpliwości. Spróbował jeszcze raz unieść patyk. Znowu nic. Niziołek zaczął się śmiać.
- Uspokój się! Inaczej nie uwierzę w twoje mieszane pochodzenie! Musisz opróżnić umysł, a nie rozmyślać nad swoimi problemami. Tymczasowo twoim jedynym celem jest podniesienie tego badyla.
- Przecież wiem! – warknął mężczyzna.
         Próbował kilkanaście razy, ale nic z tego nie wychodziło. Za każdym razem nie był całkowicie skupiony na magii, więc nie udawało mu się. Kiedy już myślał, że coś się stanie, rozpraszały go okoliczne zwierzęta. Zastanawiające było to, że Kais nie odezwał się już ani razu, tylko przyglądał się uważnie jego wysiłkom. W końcu Dante padł na ziemię, zaskakująco zmęczony. Miał szczerze dosyć całej tej magii i ogólnie wszystkiego.
- Nie potrafisz się skupić na jednej rzeczy – powiedział poważnie niziołek. – Ciągle cię coś rozprasza. Nie ma szans abyś przez najbliższy czas zdołał to zrobić. Muszę wymyślić coś innego. Na razie dajmy sobie spokój. Twoja magia jest dziwna. Nie jest uśpiona, ale też nie obudzona. Cały czas trwa w dziwnym stanie spoczynku. W dodatku wygląda jakby należała do kogoś innego. Nie rozumiem tego, ale będziesz musiał nauczyć się jej używać.
- Skąd ty to wiesz? Mam to gdzieś napisane, czy coś? – zapytał Dante, leżąc na wznak na ziemi. Nie miał nawet siły się kłócić.
- Tak jakby. Posiadam magiczny wzrok, którym mogę zobaczyć twoją moc. Nie wszyscy magowie go mają, jednak bardzo to ułatwia naukę. Jest również dużo istot nieparających się magią, które mają magiczny wzrok. Są również inni, którzy nie mają magicznego wzroku, lecz tylko wyczuwają siłę mocy.
- To jest dziwne.
- Wiem, nie przejmuj się. A tak w ogóle to gdzie Saristay? Powinna już wrócić.
         W tym momencie z lasu wyszła dziewczyna z dzikiem na plecach. Trzymała zwierzę za tylnie kończyny. Obok niej szedł Farion, niosąc drugiego w pysku. Zabity zwierzak bujał się w szczękach wilka, co skomponowało się w komiczny widok.
- Tylko was uwiecznić! Arcydzieło stulecia! – wybuchnął śmiechem Dante.
- O co ci chodzi? – Saristay z ironicznym uśmiechem rzuciła w półdemona dzikiem. Mężczyzna dostał nim w twarz. Z trudem zdjął truchło zwierzęcia z siebie, które nabiło się na rogi.
- No teraz, to przegięłaś! Jednak ci daruję, bo jesteś dziewczyną i dużo ci zawdzięczam. W dodatku jestem zbyt zmęczony na walkę. Ale ostatni raz! – powiedział z chytrym uśmieszkiem.
- Z kim ja pracuję… - Kais pacnął się w czoło, a siedząca na jego ramieniu czarna małpka poszła w jego ślady.
- Zaraz! Gdzie jest Gabo?! I co to za małpa?! Kolejna… - rzucił Dante.
- To jest Gabo, tępaku. Ma tę samą zdolność, co Farion.
- Mogą się zwiększać i zmniejszać, mają dwie lub więcej postaci. To są charakterystyczne cechy magicznych zwierząt elfów. Tak samo jak myślmowa – wtrąciła się Sari.
- Myśl… Co? – spytali równo Kais z Dante.
- No rozmowy telepatyczne.
- Aha. Serio? Ja Gabo znalazłem u jednego maga. I on nie potrafi mówić. Chyba… – Mag spojrzał podejrzliwie na małpkę, która wzruszyła ramionami.
- Znalazłeś, czy ukradłeś? – powiedział zirytowany Dante.
- No dobra, ukradłem. To to samo, na jedno wychodzi, a poza tym był strasznie źle traktowany, więc go uratowałem! – tłumaczył się niziołek.
- Mniejsza o to, uspokójcie się. Czas przygotować kolację – rzekła dziewczyna i rozpaliła ognisko, a Farion położył się obok. Dante za ten czas poszedł nad strumyk, przemyć twarz. Natomiast Kais i Gabo wzięli się za mięso. Już po godzinie drużyna była po kolacji. Zmierzchało, więc zgodnie ustalili, że zostaną w tym miejscu na noc.
- Saristay, zauważyłem coś dziwnego. Ciągle to ty chodzisz po patyki. Dlaczego? – spytał nagle Kais. Ognisko oświetlało jego twarz. Na kolanach leżał mu Gabo, odprężony i najedzony. - Weź kopnij Dantego by choć raz ruszył swój zadek i sam po nie polazł. Nie można tak wykorzystywać kobiet.
Dziewczyna zaskoczona spojrzała na chłopaka. Siedziała obok, a przy nogach miała Fariona. Cały czas głaskała zwierzę machinalnie.
- Słuchaj, opowiem ci coś. Na początku mojej podróży z Dante wydarzyła się pewna sytuacja…
         Po męczącej podróży Dante rzucił swój bagaż na ziemię. Usiadł obok niego. Po kilku minutach dołączyła do niego Saristay.
- Może tutaj rozbijemy tymczasowo obóz? – spytała zdyszana.
- Jasne, nie mam już siły iść.
- Ja również jestem zmęczona – przerwała, by po chwili dodać. - Ale ty jesteś silniejszy. Proszę cię, pójdź po drew. A ja zajmę się przygotowaniem miejsca na ognisko.
Mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem.
- No dobra, za moment wrócę - wszedł za drzewa i po chwili w gęstym lesie nie było go już widać. Saris pozbierała kamienie. Następnie poleciła Farionowi wykopać mały dół na ognisko. Kiedy przyjaciel wykonał zadanie, ułożyła wokół dołu zebrane kamienie. Potem usiadła i czekając na towarzysza zaczęła nucić sobie elfie piosenki z dzieciństwa. Farion za to skorzystał ze swoich zdolności i będąc w postaci wilka zmniejszył się do rozmiarów psa. Usiadł dziewczynie na kolanach, a następnie zapadł w drzemkę pod wpływem spokojnego i czystego głosu nucącej Saristay.
Tymczasem zza drzew po cichu wyszedł Dante i niepewnym krokiem zbliżył się do dziewczyny. Widział jej plecy więc nie był pewny co powie na to, co udało mu się zebrać. Powoli ją minął i stanął z przodu.
- Wróciłem...
Zaskoczona Sara spojrzała na postać towarzysza. Chwilę mu się przyglądała i próbowała cokolwiek powiedzieć. Jednak po paru próbach zrezygnowała i założyła ręce. Dante stał przed nią z wielkim konarem na barku. Z gałązek, które zwieszały się do ziemi, kapała woda. Farion nagle wybudził się z drzemki i widząc całe zajście zaczął chichotać. Brzmiało to jakby się krztusił. Wysoki pisk wydobywał się z jego gardła.
- Da... Dante... Coś ty przyniósł? – wyjąkała półelfka po pewnym czasie.
- No jak to co? Drewno na ognisko.
- A gdzie je znalazłeś...?
- Niedaleko jest potok, leżało w wodzie. Stwierdziłem, że się nada. W końcu nie będziemy musieli zbierać tych malutkich, nie? Porąbie się i będzie w sam raz.
- Mokre? Znaczy… Yyyy... Poczekaj, popilnuj rzeczy, a ja zaraz wrócę. Będzie się ściemniać - Półelfka szybko wstała i pobiegła do lasu. Farion już chciał biec za nią, ale zatrzymał się w pół kroku i spojrzał za siebie, na Dantego. Spoglądając na niego, z westchnieniem wrócił na swoje miejsce i usiadł...
- I co zrobiłaś? - spytał Kais, kuląc się ze śmiechu.
- No jak to co? Musiałam iść po chrust – odpowiedziała mu chichocząc. Wraz z dwójką przyjaciół śmiały się ich zwierzęce towarzysze. Zirytowany Dante siedział na uboczu.
- Chodźmy spać, jest już ciemno - powiedział z wyrzutem. Reszta drużyny cały czas chichocząc ułożyła się wokół ogniska. Po chwili wszyscy zasnęli.
         Dante obudził się w środku nocy i nie mógł zasnąć. Postanowił się więc przejść, a przy okazji zahaczyć o jakieś drzewo. Szedł spokojnie leśną ścieżką, kiedy usłyszał drobny hałas. Odwrócił się szybko na pięcie, jednak nikogo nie zobaczył. Kontynuował wędrówkę, ale uczucie bycia śledzonym towarzyszyło mu cały czas. Nie dawało mu to spokoju. Postanowił więc się zatrzymać. Załatwił swoje sprawy i kiedy skończył chciał wrócić do obozowiska. Odwrócił się. Nagle zauważył oczy dwóch ludzkich napastników. Odbijały się w blasku sierpowatego księżyca. Zanim zdążył zareagować dostał z pięści w twarz. Drugi człowiek zerwał medalion z jego szyi i zaczął uciekać. Dante chciał za nim pobiec, ale nie mógł, bo niespodziewanie całe jego ciało ogarnął potworny ból. Skulił się z tego powodu. Miał wrażenie, że coś rozrywa go od środka. Wydawało się, że okropna udręka trwa wiecznie. Nagle uczucie zniknęło. Powoli zaczął mrugać, próbując dojść do siebie. Rozejrzał się wokół. Był sam, złodzieje zwiali. Przeklinając w myślach, wstał i wrócił do drużyny.
         Gdy już doszedł do obozu zauważyli go Saris z Kaisem.
- Gdzie byłeś tyle czasu?! – spytała zirytowana Sari. – Martwiliśmy się.
- Chyba ty, mi to było na rękę – powiedział Kais, ziewając.
- Poszedłem się przejść – odpowiedział Dante ignorując niziołka. Niespodziewanie półdemon upadł na kolana. Trzymając się za serce darł się w niebogłosy. Saristay i Kais patrzyli na niego ze zdziwieniem. Ziemia pod ich stopami zaczęła drżeć. Czarne runy, które pokrywały ciało półdemona zabłysły czerwonym blaskiem, jednak po chwili zgasły. Pulsowały tak przez dobre kilkanaście minut. Rogi powiększały się i zmniejszały, ogon wydłużał się i skracał, cały mężczyzna rósł i malał.
- Saristay! To znowu się dzieje! Tylko jakoś inaczej... – krzyknął w myślach Farion do dziewczyny.
- O nie! Kais zrób coś, przecież jesteś magiem! – ryknęła Saristay.
- Ale co się dzieje?! Co ja mam zrobić?!
- Cokolwiek!
- Jak chcesz… Tylko nie wiem co. Odsuń się – Kais zaczął mruczeć coś pod nosem, kiedy wszystko ustało. Dante próbował się podnieść, jednak nie był w stanie i runął na ziemię. Podniósł głowę, jakby ktoś nad nim stał.
- Kim jesteś?! – krzyknął po chwili.
- Dante! Co ty wyprawiasz?! – rzucili razem niziołek i półelfka, gdy nagle zobaczyli, że Dante porusza ustami. Jednak z jego gardła wydobywał się zupełnie inny głos. Usłyszeli głęboki, niski, gruby głos:
- Dante, nie poznajesz mnie? To ja jestem prawdziwym tobą. Ja jestem gniewem, który daje ci siłę. Ja jestem szałem w twoim sercu. I to ja jestem prawowitym synem władcy piekieł. Poddaj się, twój czas minął. Teraz moja kolej. – Mężczyzna z przerażeniem odczołgał się do tyłu. Wyglądało to, jakby przed czymś uciekał.
- Cholera, co się tu dzieje?! – Kais cofnął się, a Gabo zeskoczył z jego ramienia i zwiał do lasu. Niziołek otrząsnął się z wrażenia i kontynuował zaklęcie.
- Odejdź ode mnie! Nie poddam się! Nie jesteś mną, to ja jestem prawowitym właścicielem tego ciała! – krzyczał Dante. Głos znów się zmienił:
- I tak nie wygrasz, lepiej się od razu poddaj. Twoja dusza zniknie z tego świata!
W tym momencie półdemon padł nieprzytomny.
         Za niedługo miało świtać. Sen dziewczyny został przerwany przez nagły przypływ mocy.
- Reedus! Też to poczułeś?! – zwróciła się do smoka.
- Tak, ruszajmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz