niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 6 - Pozory mylą



         Dante otworzył oczy. Widział czubki drzew nad sobą oraz nocne niebo. Czuł że ktoś jest obok.
- Gdzie ja jestem? Co się stało? Gdzie orkowie? – zaczął od razu pytać. Usiadł, rozglądając się wokół. Był w obozie. Rozpalone ognisko trzeszczało wesoło. Obok siedziała zmartwiona Sari, a przy niej leżał Farion, znów przemieniony w małego psa.
- Czyli nic nie pamiętasz? – zapytała zdziwiona.
- Możliwe, a coś się stało po za atakiem?
- No dosyć dużo… - Saristay zaczęła opowiadać wszystko od początku. Nie była pewna od którego momentu Dante stracił świadomość. Półdemon z niedowierzaniem przysłuchiwał się przyjaciółce. Do teraz nie wiedział jaką formę przyjmuje jako demon. Nawet nie wiedział, że się jakoś zmieniał! Nie zdawał sobie sprawy również z tego, że ma białe włosy. Było to równym zaskoczeniem co cała reszta opowieści. Jego wspomnienia kończyły się na początku przemiany, jednak wraz z opowieścią przypominał sobie jak to wyglądało. Wiedział jak to wyglądało! Miał wrażenie, że stara się wspomnieć coś co działo się bardzo dawno temu i gdyby nie opowieść Sari, to by nie miał pojęcia jak to się skończyło. Kiedy półelfka skończyła, zaczął mówić:
- Nie wiem co mam powiedzieć. Pierwszy raz mi się zdarzyło stracić kontrolę nad sobą… I jeszcze ta magia... Ale żeby zabić całą zgraję orków? – uśmiechnął się pod nosem.
- Orkowie są słabi – odparła Saris z chytrym uśmieszkiem. Mężczyzna posmutniał w jednej chwili.
- Aha – wymamrotał.
- Nie przejmuj się. Dzisiaj orkowie, jutro chłopi, a pojutrze demony – pocieszyła go. – Tylko bez niepotrzebnego zabijania!
- Najpierw muszę jakoś ujarzmić tę moc – stwierdził Dante, ignorując ostatnie zdanie.
- Zgadzam się… Nadal nie wiemy dlaczego wrzeszczałeś z bólu…
- Niestety tego momentu nie pamiętam. Nie wydaje mi się żebym krzyczał, ale skoro tak mówisz. - Mówił prawdę. Całą walkę pamiętał, do momentu gdy pokonał ostatniego przeciwnika. Myślał, że potem po prostu zemdlał przez zbytni wysiłek.
- Wiem! – wykrzyknęła nagle półelfka. - W tym mieście, do którego podążamy, z pewnością jest jakiś mag! On ci może pomóc z tym… czymś.
- To coś, to moja moc! – sfrustrował się Dante.
- Której nie kontrolujesz – dokończyła.
- Czyli szukamy maga. Nie wiem czy on pomoże, ale zgadzam się.
- Mam tam kilku przyjaciół. Oni nam pomogą. Czeka nas jeszcze dzień drogi. – westchnęła Sara.
         Dzień później byli już pod drewnianą bramą miasta. Strażnik bramy od razu rozpoznał Saristay, podszedł i się przywitał. Dziewczyna uścisnęła znajomego.
- Kim jest twój towarzysz? – zapytał.
- To jest…
- Nie twój interes! – wtrącił się półdemon.
- To mogę chociaż wiedzieć jak masz na imię? Muszę was wpisać – powiedział mężczyzna chłodnym głosem.
- Dante, uspokój się! Nie martw się, możesz mu zaufać – wtrąciła się Sari. Potem dodała szeptem do towarzysza:
- Zachowuj się, bo inaczej nas nie wpuści!
- Dobrze. Dante. Przechodźcie. – Strażnik machnął ręką, zapisując coś w książce, którą miał w ręku. Przeszli przez bramę i zaczęli zmierzać w stronę przejścia do miasta.
- Sari, poczekaj na chwilkę! – usłyszeli za sobą wołanie.
- Coś się stało? – spytała półeflka zdziwiona, oddzielając się od towarzyszy. Farion, pomniejszony, warknięciem zatrzymał Dantego, który chciał iść dalej.
- Wiesz o tym, że przeszliście tylko dlatego, że mam u ciebie dług? Jednak w innych miastach to nie przejdzie, więc lepiej naucz go manier – powiedział strażnik i znowu uściskał starą znajomą. Po tym dziewczyna dogoniła półdemona oraz Fariona i razem weszli do ogromnego miasta.
         Zaraz za bramą rozprzestrzeniał się wielki rynek. Już od rana było tam pełno ludzi. Błąkali się wśród kolorowych straganów. Przez gadatliwy tłum różnych postaci, przyjaciele nie mogli nawet usłyszeć swoich myśli.
- Znam osobę, która może nam pomóc w odnalezieniu maga! – wykrzyczała dziewczyna.
- Co?! – Półdemon kompletnie nie zrozumiał jej słów.
- Chodźmy w jakieś ustronniejsze miejsce! – wykrzyczała z całych sił Sari.
- Dobra! – ryknął Dante. Przyjaciel pociągnął półelfkę za rękę i wszedł do pierwszej, lepszej gospody. Była w większości z drewna i nie było tam zbyt wielu istot. Usiedli w rogu izby.
- To o co chodziło? – przerwał bezmyślne rozglądanie się po pomieszczeniu.
- Właściwie to o nic wielkiego. Powiedziałam tylko, że znam kogoś kto mógłby nam pomóc. W dodatku właśnie tu wszedł. – Saristay zerwała się z krzesła i podbiegła do wysokiego człowieka w zaniedbanym, czarnym płaszczu. Mimo to, przytuliła rudobrodego mężczyznę, a ten uśmiechnął ciepło.
- Saristay, witaj! – zawołał głębokim, radosnym głosem, przeciągając głoski. – Co cię tu sprowadza? Właśnie wydawało mi się, że widziałem jak jakiś wielki typ zaciąga cię tutaj…
- Witaj, Teddy. Potrzebuję twojej pomocy – przerwała mu Saris, nagle poważniejąc.
- Naprawdę? A w czym? – odparł zaciekawiony.
- Tam w rogu siedzi mój przyjaciel. Nie panuje nad swoimi mocami, dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc maga. Nie znam zbyt wielu ludzi stąd, jednak wiem, że ty masz spore znajomości. Na pewno możesz nam pomoc. Jeżeli oczekujesz czegoś w zamian, to nie mamy za wiele, ale zawsze można zdobyć.
- Wiesz… Siedzę tu już kilka lat, więc znam prawie każdego. Znam jedną osobę która może wam pomóc. Ale mam przed tym kilka pytań. Muszę was wybadać, bo nie wiadomo czy on się zgodzi. Może podejdźmy do twojego przyjaciela? – spytał i wskazał Dantego. Dziewczyna ruszyła przed siebie, a zaraz za nią Ted. Półdemon zmierzył złośliwym wzrokiem nieznajomego.
- To jest ten mag? Raczej nie wygląda.
- Dante to nie tak! Posłuchaj co mamy do powiedzenia – Saristay odpowiedziała lekko zirytowana.
- Może usiądźmy, Sari. To może chwilkę potrwać – powiedział niezrażony mężczyzna. Usiadł wygodnie na jednym ze źle wyglądających krzeseł. – Więc od czego by tu zacząć? Poszukujecie przygód?
- Coś w tym stylu – odparł półdemon.
- Dobra, a czy macie coś przeciwko innym rasom?
- Ja nie. Dla mnie raczej każdy jest sobie równy – odpowiedziała półelfka.
- Dobra, a ty? – Ted wskazał głową Dantego.
- Mi to obojętne, byleby nie orkowie. Chyba mnie nie lubią.
- Świetnie! Ten mój znajomy też ma z nimi na pieńku. Właściwie to znajdzie się ktoś z każdej rasy, kto go nie lubi. Może przypadniecie sobie do gustu. A teraz najważniejsza sprawa. Macie pieniądze?
- Mówiłam wcześniej, zawsze można zdobyć. Po co ci te pytania? Są irytujące – rzekła Saris już zdenerwowana.
- Taka praca. – Teddy uśmiechnął się. – Sądzę, że mag się zgodzi. Wróćcie o zmierzchu. Postaram się go złapać. – Przyjaciele spojrzeli na człowieka zdziwionym wzrokiem.
- Złapać? – spytał Dante.
- Sami zobaczycie – stwierdził mężczyzna z wyszczerzonymi zębami. Je jedyne chyba miał czyste. – No to ja lecę.
Ted wybiegł z gospody, niespodziewanie szczęśliwy. Zostawił Dantego i Sari samych.
- Kim, do cholery, był ten człowiek? – spytał Dante w szoku.
- Dobrym starym znajomym. Nie czepiaj się go, pomoże nam. Mamy dużo czasu, to co robimy?
- Ja pójdę się zdrzemnąć, a ty rób co chcesz.
- Ech… A nie chcesz zobaczyć miasta?
- Nie – powiedział chłodno.
         Dante przebudził się tuż przed zachodem. Leżał jeszcze chwilę na starym zniszczonym łóżku, zastanawiając się kim będzie mag, po czym zszedł na dół, do gospody. Rozejrzał się za Saristay, Farionem lub Teddym. Nie było jeszcze żadnej z tych osób. Podszedł do barmana.
- Panie! Widziałeś pan może półelfkę, albo brudnego faceta, z rudą brodą i białymi zębami? Miał chyba na imię Ted.
- Tak, widziałem rano, z jakimś potworem – odparł barman, nie przestając wycierać kufla.
- Potwór? – zapytał najpierw Dante, nie rozumiejąc o kogo chodzi. Dopiero po chwili do niego dotarła tożsamość „potwora” - Potwór?! Nie wiesz, co znaczy półdemon?!
- Panie, mnie to nie obchodzi, czym to było! To był potwór! – odpowiedział mężczyzna, dalej nie spojrzawszy na Dantego.
- Tak? To podnieś głowę, baranie! - Mężczyzna podniósł szybko głowę.
- Jak ty mnie… Oj… - Barman upuścił naczynie, które uderzyło z trzaskiem w ziemię. Szkło potłukło się na miliony kawałków. Człowiek od razu zabrał się do sprzątania, starając się nie patrzeć na Dantego. Półdemon zrezygnował z zaczepiania i postanowił odszukać Saristay. Ledwo się odwrócił, a do gospody wpadła mała postać. Spojrzała z udawanym przerażeniem na półdemona i cisnęła w niego pomidorem. Owoc rozkwasił się mu na twarzy. Zdenerwowany Dante przetarł twarz i od razu rzucił się w stronę małego rudowłosego chuligana.
- Ła! Minotaur! Znowu! – wykrzyczał ten i zerwał się do biegu. Wzrostem przypominał niziołka. Rude włosy, zielone oczy i piegi zostały w pamięci demonowi. Również strój był dość charakterystyczny. Wysokie brązowe buty, tego samego koloru spodnie i jaskrawozielona bluzka z długimi rękawami. Do tego mnóstwo sakw, którymi niska postać była obwieszona, niczym ozdobami. Wszystko to spowodowało, że Dantemu bardzo łatwo było odnaleźć niziołka wśród tłumu. Ogromny półdemon od razu wychaczył wzrokiem niską istotkę. Pobiegł za nią. Jednak z powodu swojej postury miał trudności z przedarciem się przez tłum podczas gdy mały błyskawicznie prześlizgiwał się pomiędzy nogami.
- Wracaj tu, gnomie! – ryknął wzburzony Dante.
- Zapomnij, przerośnięty minotaurze! – krzyknął rudy karzeł, wyskakując ponad tłum.
- Prędzej, czy później i tak cię dorwę!
- Ta, jasne. Chciałbyś – odparła z chytrym uśmieszkiem wredna postać. Dante wściekł się i odpychając ludzi na chama, prawie złapał chuligana. Rudowłosy wyślizgnął się z wielkich łapsk demona i wbiegł do gospody, w której zaczęło się całe zamieszanie. Okazało się, że przebiegli rynek dookoła. Kiedy Dante wpadł za nim do środka, nie zobaczył go. Nie było nigdzie niziołka, ale za to w rogu czekali na niego Teddy, Saristay i tajemnicza postać w za dużym, brudnym płaszczu.
- Wreszcie jesteś. Ile można czekać? Oto wasz mag. Wie to, co mi powiedzieliście. Dogadajcie się, ja mam kilka spraw do załatwienia. Kais, oddaj mój płaszcz – stwierdził Ted, wyciągając rękę do postaci.
- Nie! Minotaur mnie goni!
- Znowu? Ja naprawdę w ciebie nie wierzę. Przestań je zaczepiać! Widzisz, że nie wychodzi ci to na dobre.
- Ale kiedy oni mnie sami gonią! Nie moja wina!
- Minotaur?! – spytał wściekły Dante. Sądził, że już wiedział kim jest zakapturzona osoba. Kais odchylił delikatnie kaptur.
- To ty! Ted ratuj! – krzyknął i schował się pod stół. Półdemon wyciągnął chłopaka i zaczął dusić.
- Dante, puść go! – wtrąciła Saristay, chwytając go za ręce, oplatające szyję niziołka. Twarz małego zsiniała. Dziewczyna z całych sił próbowała powstrzymać przyjaciela, jednak nie na wiele się to zdało. Ted tymczasem zignorował zamieszanie, podniósł swój płaszcz z ziemi, założył go i wołając na odchodnym „Do zobaczenia wam wszystkim!”, wyszedł z gospody. W końcu Sari ściągnęła łuk z pleców i uderzyła nim w głowę Dantego.
- Ała!
- Przestań w końcu! To nasz mag, głupku! – syknęła. Po chwili namysłu Dante postawił go na ziemi.
- Dziękuję – wydyszał chłopak. Zerknął niechętnie na półdemona, następnie obracając się w stronę Saristay. – Może się przedstawię jak należy. Nazywam się Kais Yerkew. Pełnoprawny Mag Żywiołów. Do usług – skłonił się. – A was jak zwą? Bo mieszkam tu od niedawna i mam prawo was nie znać.
- Jestem Saristay z Dinnaroth. – Dziewczyna podała Kaisowi rękę. – Wszystko w porządku?
- Byłem przed chwilą duszony przez minotaura, ale czuję się bardzo dobrze – powiedział sarkastycznie chłopak.
- Ja jestem Dante, ale ty mi nie wyglądasz na maga – rzucił swoje podejrzenia mężczyzna. Niziołek z żadnej strony nawet nie przypominał maga. Jego wygląd wskazywał na zwykłego niziołka, który postanowił poświęcić życie przygodzie. Jednak zbulwersował się na oskarżenie półdemona.
- Ale nim jestem!
- Wyglądasz bardziej na kanciarza.
- Jestem tylko niziołkiem. Ty jesteś pół bykiem, więc powinieneś być bardziej tolerancyjny. Udowodnić ci, że znam magię?
- Dawaj!
Kais wyciągnął ręce z kieszeni. Zamachnął się i cisnął w półdemona kulką ognia. Dante zaskoczony zdołał uniknąć ciosu, jednak kula trafiła w drewniane drzwi. Te zaczęły się palić. Niziołek spokojnie wziął szklankę z wodą ze stołu i po chwili szkło było puste, a drzwi mokre. Co dziwne, nie wylał wody na drzwi, a jedynie chwycił szklankę.
- Wystarczy? – zapytał sfrustrowany.
- Phi. Na razie niech będzie – powiedział półdemon z udawaną nonszalancją. Lekko się zdziwił, widząc, że niziołek nie kłamał. W dodatku ten mały w ogóle się nie zdenerwował tym, że podpalił drzwi. Jaką miał moc, że był taki pewny siebie?
- Pomożesz nam? – przerwała całą sytuację Saristay.
- Teoretycznie nie powinienem ze względu na ciężki początek znajomości, ale nie chowam długo urazy, więc sądzę, że mogę wam pomóc. Ale tylko jeśli będziesz pilnowała, aby ten wielki koleżka mnie nie zabił.
- Świetnie! – zawołała Sari.
- Moment! Moje usługi nie są za darmo. Jestem najemnym magiem, a nie pomocą społeczną.
- Ile chcesz? – zapytał Dante.
- Dwadzieścia procent tego, co znajdziemy plus standardowe sto złotych monet. Cena może się zmienić w zależności od ilości czasu naszej wspólnej podróży.
- Dwadzieścia procent dla takiego malca i beztalencia? – zaśmiał się półdemon. – Chyba śnisz! Góra pięć.
- Piętnaście, jak już! – Kais oburzony patrzył w oczy mężczyzny. – Nie myśl, że zabawa ognikami to wszystko co potrafię. Wiedz, że jestem mistrzem w swojej profesji. Nie waż się umniejszać moich zdolności. Z tego co słyszałem, to nie ona ma kłopoty z magią tylko ty! – Chłopak prychnął.
- Dwanaście i pół! – wtrąciła się Sari, kiedy Dante już otwierał usta. Nie chciała dopuścić aby w gospodzie rozgorzała walka. – Pasuje?
Kais i Dante przez kilka minut mierzyli się nienawistnym wzrokiem.
- Stoi! – powiedzieli w końcu równocześnie.
- No to w drogę! – krzyknęła półelfka i szybko wyprowadziła wszystkich z gospody. Widziała, że barman patrzył na nich nieufnie i z lekką obawą, więc chciała jak najszybciej znaleźć się z dala stąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz