niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 9 - Powrót świadomości



         Czego jeszcze chcecie? – spytała Aries, odwracając się szybko.
- Proszę, pomóż nam. Nie poradzimy sobie bez ciebie – powiedziała Sari.
- Nie znam was. Nie zależy mi na tym… Czymś… - Wskazała Dantego. Saristay chwyciła dziewczynę za ramiona.
- Proszę! Też jesteś półelfką! Musisz zrozumieć! – Łowczyni odepchnęła dziewczynę, wyciągając ISTARĘ.
- Nie nazywaj mnie tak – rzekła cicho. Ludzi i elfów nienawidziła najbardziej. W nich było coś gorszego. Coś, czego nie była w stanie opisać słowami. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego tak bardzo chciałaby, aby te gatunki w ogóle nie miały miejsca na świecie. Dlatego też nienawidziła swojego wyglądu. Była półelfem, półczłowiekiem. Nie chciała patrzeć na swoje odbicie. I nie chciała, aby jakaś nieznajoma półelka wypominała jej pochodzenie.
- Dlaczego? – zapytała Saris.
- Mam swoje powody, a tak w ogóle to nie twój interes! W ogóle moja osoba nie powinna cię interesować.
- Nie denerwuj jej, potrzebujemy pomocy – wtrącił się dyszący z wysiłku Kais. Magiczne kręgi nie były jednymi z najprostszych zaklęć, szczególnie jeśli nie było się w nich szkolonym i posiadało się wiedzę, dzięki której można było tylko pomóc.
- Chyba macie coś nie po kolei w głowie, jeżeli myślicie, że wam pomogę bez powodu!
- Ja tak nie myślę! – ryknął niziołek. Zmęczenie znacznie zmniejszyło jego pokłady cierpliwości. – Po prostu sądzę, że jeśli nam nie pomożesz, to ten potwór wyrwie się spod kontroli i zniszczy kilka najbliższych krain. Jest gorszy niż prawdziwy demon, bo tamte mają chociaż krztę rozumu, a ten porusza się przede wszystkim na instynkcie zniszczenia! Sama wyczuwasz jego moc! Kapłan sobie sam nie poradzi. To JEST jakiś powód.
- Jestem Toki – przedstawił się nieznajomy. Po czym wrócił do modlitwy. Klęczał przed kręgiem, skupiony na swoim zadaniu. Powoli po jego czole spływał pot.
- Nie wtrącaj się. Teraz to jest nieważne – warknął na niego Kais. Widać było, że jest zły i zdenerwowany. – Nie możesz tracić skupienia, tylko żeby się przedstawić. Ten demon może to wykorzystać i stracimy ten cenny czas potrzebny na odwrócenie jego przemiany.
Po słowach niziołka zapadła cisza. Saristay zaniepokojona patrzyła na Dantego, a Aries wpatrywała się w oczy smoka.
- Dobra… Przegadałam to z Reedim i uznaliśmy, że możemy wam pomóc. Ale tylko ten jeden raz! Potem odchodzimy i uznajemy, że nic się nie wydarzyło – rzekła po chwili.
- Dziękuję! – krzyknęła Sari i przytuliła nową, tymczasową członkinię drużyny. Dziewczyna popatrzyła krzywo na Saristay i odepchnęła ją od siebie.
- Ej no! Tylko bez kontaktów cielesnych! Jestem z wami tylko na chwilę, nie zapominaj! Następnym razem nie ręczę za siebie – powiedziała ostro.
- No to ruszajmy! Tylko gdzie? – rzuciła Sara, nic nie robiąc sobie z ostrzeżenia. – Złodzieje pewnie uciekli.
- Boże jaka zgraja nieudaczników… Reedus, wiesz co robić, ale to za chwilę. Bo… Czego szukamy? – powiedziała Aries.
- Medalionu matki Dantego – zaczęła Saris. – Jest okrągły, złoty, z czerwonym kryształem pośrodku.
- Okej, a ilu było tych rabusiów?
- Tego nie wiem, zaatakowali go najwyraźniej jak wyszedł sam, nocą, z obozowiska.
- To w takim razie jak mamy ich niby znaleźć?
- Wiesz co… - Saristay zadumała się. - Nie mam pojęcia…
- Mam pomysł. Skopiemy cztery litery wszystkim złodziejom w okolicy! – rzuciła Aries. - Może to coś pomoże.
- Jestem za, zero konkurencji! – dodał Kais.
- Co? Dlaczego wy…?! Ach… Dobra, niech wam będzie – westchnęła Sari. – Ale ja nie przyłożę ręki do śmierci niewinnej istoty bez powodu.
- Reedus, teraz! – krzyknęła dziewczyna do przyjaciela, a ten wzbił się w powietrze.
         Przed wieczorem, smok powrócił. Znalazł jakąś grupkę złodziei całkiem niedaleko. Była zaledwie pół dnia marszu od miejsca ich pobytu. Było bardzo prawdopodobnym, że właśnie tam znajdowali się ludzie, którzy napadli Dantego. Z pomocą zwierzęcych przyjaciół, towarzysze szybko znaleźli się w ich pobliżu. Zaczaili się w krzakach.
- To co teraz? Jest ich dużo – szepnęła Sari.
- No normalna walka. Musimy się rozdzielić. Każdy chyba najlepiej sobie poradzi ze swoim towarzyszem. Ja z Reedim zajdziemy ich od wschodu. Saristay z wilkiem atakujecie stąd, niziołek z gorylem od północy. Dam wam znać, kiedy ruszać. Wybijcie wszystkich i szukajcie medalionu. Gotowi? – powiedziała Aries, wskazując odpowiednie miejsca ręką.
- Wolałabym ich raczej unieszkodliwić... – wtrąciła Saris.
- Dziewczyno, nie mamy na to czasu! Szybko i bezboleśnie! Idźcie – odparła i ruszyła ze smoczyskiem na swoją pozycję.
- Nie podoba mi się to… - Sari zwróciła się do Kaisa.
- Nie mamy innego wyboru.
- Racja. Lepiej zróbmy to, co każe. Nie mamy wyjścia. To dla Dantego.
- Ta… jasne - odpowiedział z niechęcią. Nagle usłyszeli krzyk bojowy Aries. Zobaczyli jak wbiega do obozowiska rabusiów. Nad głową trzymała miecz, który lśnił w zachodzącym słońcu. Sara wraz z tygrysem zerwała się z miejsca i ruszyła w środek obozowiska. Zaskoczeni złodzieje wycofali się na północ.
- Gabo idź tam! – krzyknął Kais do goryla. Sam zaczął wymachiwać rękami, a rabusie nagle zaczęli cofać się powrotem do obozu. Aries zdezorientowana również zaczęła się cofać przed nadciągającą liczbą ludzi. Czuła że owiewa ją wiatr, chociaż nic jej nie robił. Kiedy złodzieje zorientowali się, że nie mają władzy nad swoimi nogami, ruszyli na Łowczynię. Mieli przecież sporą przewagę liczebną. Dziewczyna zaczęła uciekać. Wiedziała, że nie zdąży przed ich atakiem, jednak Reedus złapał ją w szpony i przeniósł w bezpieczniejsze miejsce. Nagle z lasu za przeciwnikami wyskoczył Gabo i rzucił się na nich. Kilku ludzi zostało zranionych lub zabitych przez jego zaskakująco ostre zęby. Saristay, która przez cały czas przyglądała się dziwnej walce, w końcu się opamiętała. Nałożyła dwie strzały na cięciwę i zaczęła po kolei wybijać wrogów. Farion tymczasem włączył się do walki wręcz. Aries nadal wkurzona z powodu nieposłuszeństwa towarzyszy, zaatakowała z impetem. Reedi wraz z nią zaatakował, przede wszystkim osłaniając dziewczynę. Jednak przez to, jego ciosy nie były mniej śmiertelne. Zza drzew wyleciały kule ognia, zapalając suchą trawę pod nogami rabusiów. Nie minęło dużo czasu, kiedy z żywych ludzi, zostały tylko trupy. Gdzieniegdzie jeszcze tliła się trawa. Towarzysze wygrali.
         Wszyscy dyszeli. Aries przeczesała wolną ręką włosy opadające jej na twarz.
- Co tak stoicie?! Szukajcie medalionu! – rozkazała i sama zajęła się przekopywaniem trupów. Gabo wystraszony krzykiem dziewczyny, zmniejszył się i zwiał do Kaisa. Saristay z Farionem zajęli się robotą. Niziołek złapał małpkę i również się dołączył.
         Długie poszukiwania nie dawały efektów. Było już ciemno. Wszyscy zaczęli tracić nadzieję.
- Mam pomysł. Zostawmy go i tak umrze. Ktoś musi go zabić przez ten nadmiar mocy. Jeśli będziemy mieć szczęście, to sam przez przypadek się zabije – rzucił w końcu Kais, wiedząc że to płonna nadzieja. Był po prostu wycieńczony nadmiarem różnych wrażeń z ostatniej doby.
- Nawet mi o tym nie mów, bo jak umrze to go znajdę i zabiję jeszcze raz! – rzekła Łowczyni wykopując się spod tabunów trupów.
- Okej, okej – mruknął mag. Znowu zapadła cisza. Farion delikatnie trącał nosem każdego napotkanego trupa, szukając w ten sposób zapachu Dantego. Nagle wpadł na trop. Pobiegł jego szlakiem. W końcu znalazł bogato odzianego złodzieja. Był to najprawdopodobniej herszt bandy.
- Sari! Mam! – Dziewczyna podbiegła do zwłok i zaczęła je przeszukiwać. Po paru sekundach medalion był już w jej ręce.
- Koniec poszukiwań! Mamy go! – krzyknęła do towarzyszy, skacząc z radości. Przytuliła wilka. – Dziękuję ci!
- Brawo! Oszczędziłaś nam roboty. Wracamy – powiedziała Aries. – Reedus, wskakuj mi na bark, zaniosę cię. Odwaliłeś dzisiaj kawał dobrej roboty. – Smoczysko zmniejszyło się do rozmiarów jaszczurki i swoimi malutkimi skrzydełkami wleciało na ramię przyjaciółki.
         Na miejscu zastali całkowicie wyczerpanego Tokiego. Kais zaniepokojony podbiegł do kapłana i zmienił go, przejmując czar na siebie. Nie mógł zrobić tego wcześniej, bo ten rodzaj magii zabierał mu więcej mocy niż kapłanowi. Nieznajomy od razu padł ze zmęczenia. Najwyraźniej podtrzymywał czar tylko siłą woli, bo innej mu już zabrakło. I tak było zaskakujące, że dał radę robić to tak długo. Saristay podbiegła do niego.
- Tylko zemdlał, na szczęście. Farion przynieś wody w garnku Kaisa – rozkazała. Aries w tym samym czasie podbiegła do kręgu, w którym zamknięty był demon.
- Kais! Jak mam mu dać ten przeklęty medalion?! – krzyknęła sfrustrowana.
- Zwyczajnie, po prostu tam podejdź – powiedział chłopak z lekkim wysiłkiem. – Krąg cię nie zatrzyma.
Dziewczyna powoli przeszła przez pierwszą obręcz. Niedługo potem znalazła się w środku drugiego okręgu. Było tam jaśniej niż w lesie pogrążonym w ciemności. Czuła straszliwie wielką moc, jaka ujarzmiała demona. Przyklękła przy głowie Dantego i delikatnie ją uniosła. Próbował się wyrwać, ale wciąż nie mógł się swobodnie poruszać. Drugą ręką wyciągnęła medalion i zawiesiła go na jego szyi. Nagle nacisk mocy stał się znacznie słabszy, Kais powoli opuszczał bariery, zostając przy najsłabszej. Demon się uspokoił. Runy przestały się świecić, mężczyzna znacznie zmalał i wrócił do częściowo ludzkiego wyglądu. Wszystko poszło zgodnie z planem. Teraz Dante musiał odpocząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz