niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 14 - Dezorientacja



Aries już wsiadła na smoka gotowa do odlotu, kiedy usłyszała krzyk za plecami:
- ARIES!!! POCZEKAJ!!! – wydzierała się na cały gardło Saristay. Biegła wraz z Farionem. Wydawało się niemożliwe biec przez pustynię w tak szybkim tempie. Błękitnowłosej przez moment wydawało się, że za pędzącą się kurzy.
- Startujmy jak najszybciej. Jeszcze się nie spostrzegła, że ją usłyszałam, ponieważ dre się dalej. Dlatego ruszajmy! – rzuciła błagalnie w myślach. Smok rozłożył skrzydła, gotów do lotu. Saris przystanęła zrezygnowana i zaczęła przyglądać się startującemu smoczysku. Towarzysze wzbili się kilka metrów nad piach. Wyglądali imponująco unosząc się w powietrzu. Jednak znienacka runęli pionowo w dół. Rozległ się głuchy odgłos uderzenia. W powietrze wzbiły się tumany piachu. Wystraszona Sara nie czekając ani chwili dłużej, ruszyła na ratunek przyjaciołom. Natomiast Aries wstała z piaszczystego podłoża, po czym strzepała z siebie połyskujący proszek. Następnie zwróciła się wściekła do leżącego Reediego:
- Co ty odwalasz?! Chcesz nas zabić?!
- Aries, nie chciałem cię martwić, ale w nocy poczułem ukucie na lewym skrzydle. Był to chyba skorpion lub coś do niego podobnego. Nie myślałem jednak, że może mi to zaszkodzić. Jak widać się myliłem. Całe skrzydło mam sparaliżowane.
- Mogłeś uprzedzić. Tym nieudanym lotem mogłeś się skrzywdzić albo, co gorsza pogorszyć sytuację. Musimy cię opatrzyć – odparła lekko uspokojona i przyklękła przy skrzydle przyjaciela.
- Czy nic wam nie jest? Wszystko w porządku? – zawołała Saris dobiegając do przyjaciółki.
- Mi? Nic. Gorzej z nim… - rzekła ona, wskazując palcem na smoka. Saristay spochmurniała.
- Pomogę ci.
         Półelfka z pomocą Aries zaczęła opatrywanie Reedusa. Farion ułożył się obok i obserwował ich kątem oka. Łowczyni już chciała przemyć odrobiną wody skrzydło smoka, ale Sari ją powstrzymała:
- Poczekaj... - Sięgnęła do swoich mieszków. Wyciągnęła z nich mały flakonik i jakieś ususzone listki. Z torby wyjęła moździerz. Do drewnianej miseczki wsypała nieznane zioła. - Ja to rozdrobnię, a ty unieruchom skrzydło Reediego.
- Po co mam to zrobić?
- Ponieważ jak go dotkniemy, to może zacząć się miotać. Bynajmniej nam to nie pomoże w opatrywaniu. Po za tym jak użyjemy tej maści, skrzydło będzie niekontrolowanie drgało. A maść nie może zostać przedwcześnie zdjęta. Inaczej trucizna nadal zostanie w organizmie. Zresztą... Za późno też nie można zdjąć maści, bo paraliż w ogóle nie ustanie.
- Pośpieszcie się, bo drętwieje mi łopatka! - syknął w myśli Reedus. Łowczyni spojrzała na przyjaciela przerażona, jednak starała się to ukryć.
- Spokojnie - spróbowała uspokoić ją Saristay. - Jeżeli to ukłucie faktycznie poczułeś w nocy, to trucizna wolno się rozchodzi. Sadzę, że nie jest tak źle i że to  nie jest jeszcze naprawdę poważne.
- Sądzisz?! A jeżeli się mylisz?! - wybuchnęła Aries.
- Wiesz, mieszkałam wśród elfów przez prawie całe swoje dzieciństwo. Byłam uczona zielarstwa, więc wiem co robię. A co do tej maści, ona działa na większość trucizn. Bez obaw. - Półeflka przytuliła dziewczynę wolną ręką. Ta odepchnęła ją niepewnie i przewróciła oczami.
- Rozumiem... - Saris wróciła do przerwanego zajęcia. Wlała do miseczki troszkę wody. Po niecałej minucie maść była gotowa.
- Gdzie zostałeś ukłuty? - zwróciła się do obolałego smoka.
- Na samym czubku lewego skrzydła - odpowiedział jej z trudem. Aries chwyciła kończynę przyjaciela. Łuczniczka obejrzała ją i zauważyła małą rankę po ukłuciu.
- To tutaj... Postaraj się przytrzymać skrzydło. - Saristay powoli zaczęła wcierać maść w ranę. Lek od razu zaczął działać. Smok specjalnie zmniejszył się i dopiero wtedy zaczął się miotać. Aries przycisnęła go do ziemi uniemożliwiając mu ruch. Sari przygotowała wodę, usiadła obok i czekała. Po godzinie smok uspokoił się. W tym momencie dziewczyna szybko zmyła całą maść.
- Teraz trzeba go opatrzyć. Możesz się tym zająć? Mam nadzieję, że to nie sprawia ci problemu. - Uśmiechnęła się do Łowczyni.
- Głupie pytanie. – Ari od razu wzięła się do roboty. Kiedy była już przy końcu opatrywania, niespodziewanie poczuła moc uwalniającą się niedaleko od nich. To był Dante. Moc z sekundy na sekundę rosła. W końcu się zatrzymała na dość wysokim poziomie. Reedus też to poczuł.
- Sari! Coś się dzieje z Dante. Czuję to - uprzedziła dziewczynę.
- Powinnyśmy go uratować. Może Remexa...
- No tak! Fakt! Będziemy mogli jej w końcu dokopać. Ale co z Reedusem?
- Poradzę sobie. Pójdę za wami.
- Nie. Od czego w końcu jest moje ramię?
- Jasne. To w drogę - odezwała się Sara. Półelfka wskoczyła na powiększonego Fariego i wyciągnęła rękę do Aries.
- Jeśli mamy mu pomóc to powinnyśmy się śpieszyć. Zauważ, że to demonica, a nie zwykła kobieta.
Łowczyni kiwnęła głową na zgodę i uchwyciła dłoń przyjaciółki. Jednym żwawym skokiem znalazła się na grzbiecie białego tygrysa.
- Dopadniemy ją – rzekła, po czym razem ruszyli przez ciągnącą się wzdłuż horyzontu pustynię.
         Ledwo wyruszyły z miejsca, a Reedus zmęczony zasnął na grzbiecie Fariona, pomiędzy Aries, a Saristay. Łowczyni przytrzymywała go, żeby nie spadł w razie czego. Cały czas czuła moc Dantego i obawiała się, że dzieje się coś niedobrego. Miała wrażenie, że siła ta nie po prostu jest niespokojna, jak to było kiedy chłopak zaczął wariować, ale do czegoś specjalnie wykorzystywana. Nie był to dobry znak. Znaczyłoby, że z kimś naprawdę walczy. Nagle dziewczyna poczuła gwałtowny, ogromny przypływ mocy, który przeszył jej myśli. Był tak wielki, że pod jego wpływem straciła przytomność i spadła z tygrysa. Jednakże prawie od razu ją odzyskała. Zaczęła miotać się po ziemi, trzymając się za głowę. Sari szybko spostrzegła się, że nie ma za plecami jej przyjaciółki i zatrzymała Fariona. Aries zaczęła przerażająco krzyczeć. Sara nie wiedziała co robić, ponieważ towarzyszka rzucała się na piasku, jak ryba wyrzucona z wody. Nie miało to sensu. Farion stwierdził, że lepiej odczekać, aż się uspokoi. Kilka chwil później rzeczywiście się tak stało. Aries przestała się rzucać i zemdlała. Sari podbiegła do niej i sprawdziła, czy żyje. Łowczyni oddychała ciężko, jednak jej puls był równy. Następnie Saristay podniosła ją i położyła na łopatkach zwierzaka, kładąc na jej brzuch małego, śpiącego Reediego. Wskoczyła na Fariona i podniosła bezwładnie zwisającą głowę Aries. Rozkazała tygrysowi ruszać i ponownie pobiegli w stronę, którą wskazała wcześniej Łowczyni.
         Wieczorem dotarli do dziwnego, kamiennego portalu. Aries ocknęła się nieco wcześniej. Dziewczyny zeskoczyły z towarzysza i podeszły do siedmiu ogromnych schodów.
- Czujesz coś? – zapytała Saris, rozglądając się za Dante lub Remexą.
- Od pewnego czasu nie – odpowiedziała Łowczyni. Nie czuła już nic. Ocknęła się, kiedy przestała już czuć cokolwiek. Martwiło ją to. Wcześniej mdlała od nadmiaru energii wokół. Wydawało się, że można ją tu nabierać garściami. Nie mogła ot tak zniknąć!
         Towarzyszki weszły na schody. Nagle zauważyły kałużę krwi. Przyjrzały się jej.
- To nie krew Dantego – powiedział Farion. – Pachnie inaczej.
- Czyli, że nic mu nie jest – odetchnęła Sari.
- Niestety. Pewnie uciekł… - stwierdziła Aries.
- Nie. Nie ma żadnych jego śladów. Ostatni prowadzi do portalu, a dalej nie ma nic – stwierdził Farion zwracając się do wszystkich obecnych. Nagle przy portalu  dziewczyny zauważyły jakiś błysk. Powoli zbliżyły się do jasnego przedmiotu. Był to medalion Dantego. Aries podniosła go i przyjrzała mu się pod światło.
- Medalion Dantego! Co się tu mogło stać? – zawołała Saristay.
- Może Remexa? – rzucił Farion do Sary.
- Raczej nie.
- Co mnie to obchodzi? – Półeflka chciała wyrzucić przedmiot w piach. – Najwyraźniej go coś zeżarło.
- Weź przestań! Na pewno nic go nie zeżarło! – krzyknęła zdenerwowana Sari.
– Nieważne. Ale… Jeżeli coś rzeczywiście mu się stało, to możemy oddać medalion Kaisowi. Będzie to opłata za jego usługi. Nie chcę, żeby zaczął wymagać ode mnie zapłaty, skoro to nie ja go wynajęłam.
Saris spojrzała krzywo na dziewczynę.
- Eh… Masz to! Idziemy poszukać Kaisa – postanowiła oburzona Aries i wzięła śpiącego smoka na ramię. Saristay natomiast przewróciła oczami i wsiadła na Fariona. Zwierzak przemienił się w wilka i podbiegł do obrażonej Łowczyni, a łuczniczka wyciągnęła do niej rękę.
- Wsiadasz? Będzie szybciej i chłodniej – powiedziała.
- Nie – rzuciła bez jakichkolwiek emocji. - Damy sobie radę. Poza tym, Farion też nie może cały czas nas wozić, bo padnie z pragnienia i wyczerpania.
- Hm… Masz rację. Już dość duży kawał drogi nas wiózł. To w którą stronę podążamy? – Sari zeskoczyła ze zwierzęcia i podeszła do towarzyszki.
- Tam! Chyba… - Aries wskazała w byle jakim kierunku.
- Okej… - Zdziwiona dziewczyna spojrzała w stronę, którą wskazała przyjaciółka.
- Tylko… Woda się kończy. Mam nadzieję, że nam wystarczy.
- Więc wyruszmy teraz, w nocy. Nie będzie nam aż tak potrzebna – zdecydowała Ari.
         Towarzyszki nawet się nie zorientowały, a zaczęło świtać. Ich zapasy kurczyły się w zastraszającym tempie, a końca pustyni nadal nie było widać. Kiedy zrobiło się jasno, postanowiły chwilę odpocząć, żeby zregenerować siły. Reedus w międzyczasie wybudził się ze snu, jednak dalej był osłabiony. Położył się obok Aries. Dziewczyny przespały największy upał i wyruszyły kiedy tylko minął. Wzięły ostatnie łyki wody, z nadzieją, że do bezpiecznego lasu jest już blisko. Podróżowały kilka godzin, bez pożywienia i z niezaspokojonym pragnieniem.
- Widzę wioskę na pustyni. Istnieją takie? – zapytała nagle Aries.
- Gdzie ty to widzisz? – odparła zdziwiona Saris.
- Aries o czym ty mówisz?! Nic tam nie ma! – powiedział Farion bezpośrednio do Łowczyni.
- Jak to? Jest tam! – krzyknęła i wskazała w stronę słońca.
- Oprócz rażącego światła i piasku nic tam nie ma – rzekła Saristay, przystawiając rękę do czoła, usiłując dojrzeć cokolwiek.
- Jesteście ślepi?! Pokażę wam! – Aries pobiegła w stronę niekończącej się powierzchni. W pewnym momencie przystanęła i zaczęła uderzać w powietrze. Po chwili uderzała coraz rzadziej i lżej, aż w końcu przestała.
- Co jest… Przed chwilą tu była… - mruknęła pod nosem.
- Coś się stało? – zawołała oddalona o jakieś kilkadziesiąt metrów Saris.
- Nie, nic… Tylko wioska nagle zniknęła…
- Jej tam nigdy nie było. To musiała być fatamorgana. Jesteśmy spragnione i przemęczone, musimy jak najszybciej dotrzeć do schronienia.
         Szły dalej, a w trakcie podróży Saristay również zaczęła widzieć dziwne rzeczy. Raz to było miasto elfów, a raz wielki ocean. Starała się je ignorować, aby nie wprowadzić nikogo w poważny błąd, które mógł się dla nich źle skończyć. Aries robiła to samo. Już widziały jedną złudę, która zmyliła je obie. Była to oaza z wielkim jeziorkiem. Zorientowały się, że to była fatamorgana, gdy próbowały wypić piasek. Postanowiły wtedy, żeby się nie zbliżać do żadnego ze zwidów i od nich uciekać. Podczas podróży z ich głowami było coraz gorzej. W pewnym momencie obie dziewczyny zobaczyły zarys lasu. Stwierdziły, że on również jest wytworem ich wyobraźni, dlatego więc poszły wzdłuż jego linii. Szły w dość  bezpiecznej odległości. Nagle Aries zauważyła sarnę, która wyskoczyła zza drzew i pobiegła w jej stronę. Zwierze wyszczerzyło wilcze kły i z dzikim pędem biegło na dziewczynę. Półelfka rzuciła się do ucieczki przed krwiożerczym zwierzęciem. W jej żyłach zaczęła płynąć adrenalina, która dodawała jej sił.
- ARIES! Co ty robisz?! – nagle krzyknęła Saristay.
- Uciekam! Nie widzisz jej?
- Przed różową sarenką?
- Ona ma kły! I jest brązowa! – Łowczyni zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na towarzyszkę.
- Od kiedy? Mylisz się… Chyba że… - Saristay niespodziewanie stanęła jak wryta. Wpatrzyła się punkt za półelfką.
- I co się gapisz? – wrzasnął do niej dziwnie zbudowany zielony kucyk. Żuł coś. Obok stały dwa podobne kucyki, ale jeden był czerwony, a drugi niebieski.
- Eee… - powiedziała cicho. Stworzenie przełknęło to co miało w pysku i schyliło się do piasku. Ugryzło go i zaczęło przeżuwać ze smakiem.
- Mniam. Pyszna trawa.
- To piasek, głąbie – powiedział do niego czerwony zwierzak.
- Zamknij pysk, nie znasz się na prawdziwych przysmakach. To suszona trawa w granulkach! Pożywne i długo się przechowuje!
- Ta jasne…
- Hej! Saristay! HEJ! Pobudka! – krzyknęła Aries. Sara kilka razy mrugnęła, a dziwne stworzenia znikły.
– Co się stało? – spytała Łowczyni. Sari będąc cały czas w szoku, odpowiedziała zdawkowo:
- Em… Wydawało mi się coś…
- Jasne… - Aries ruszyła w dalszą drogę. Za dziewczyną pobiegła łuczniczka, tylko raz oglądając się za siebie. Tam stał ten niebieski koń. Mrugnąwszy do dziewczyny, szepnął:
- My nie jesteśmy prawdziwi, ale las tak. – i znikł. Półelfka od razu przyspieszyła kroku, przestając ufać swoim oczom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz