Dante
i Remexa poszli dalej, nie oglądając się za siebie. Kobieta cały czas trzymała
w ręku miecz, który wyczarowała wcześniej. Nagle zapytała:
- Dlaczego jesteś
taki smutny?
Półdemon spojrzał na
nią przygnębiony.
- One były jedynymi
nieznajomymi osobami, które mi kiedykolwiek pomogły. Obie nie zwróciły uwagi na
to, że mogę być niebezpiecznym demonem… – powiedział cichym, smutnym głosem.
Miał prawo by smutnym. Aries była pierwszą osobą, która mu bezinteresownie
pomogła, a Saristay jedyną, która chciała się z nim naprawdę zaprzyjaźnić.
Chociaż był lekko wścibska jak na jego gust, to ani razu go nie zostawiła.
Nawet, gdy całkowicie stracił nad sobą kontrolę, nie uciekła tylko starała się
mu pomóc. Pewnie, gdyby nie ona, nie zdałby sobie sprawy ze swojej mocy i
przemian. Mógłby teraz zabijać ludzi albo sam być już martwym.
- Nie martw się. Mogę
ci to wynagrodzić. – Kobieta przytuliła się do chłopaka, kładąc mu głowę na
ramieniu.
- Dziękuję, ale i tak
mi smutno z tego powodu. – Dante spróbował zmienić tor swoich myśli, żeby nie
martwić swojej kobiety. Raptem przypomniało mu się coś, co powiedziała Aries. -
A zmieniając temat… Co to jest Ingost?
- O! Jesteśmy na
miejscu. – Remexa zlekceważyła pytanie. Wskazała na kamienną budowlę przed
nimi. Była to wielka dziesięciometrowa brama do której prowadziło siedem
długich schodów.
- Co to jest? I co my
tu robimy?
- Skoro już tu
jesteśmy, to powiem ci prawdę. I tak byś się wkrótce dowiedział. – Rem
spojrzała zafascynowana w oczy chłopaka. - Ingost to kraina demonów i cieni w
której żyje twój ojciec – zaczęła poważnie. – Jest piękna i potworna za razem.
Żyjemy tam w teoretycznym spokoju, lecz zaczyna nam doskwierać brak świeżego
powietrza i słońca, które jest tylko tu, na górze. Dodatkowo część typów magii
działa tylko w Istegard. Tyberiusz kazał mi cię tu przyprowadzić oraz sprawić,
aby te dwie dziewczyny się od ciebie odłączyły. Masz stanąć u jego boku i
zniszczyć ten świat. Dla nas. Demonów. Abyśmy się mogli przenieść na
powierzchnię i stać się silnymi jak przed laty, a nawet silniejszymi.
- Co?! Dlaczego mi
tego wcześniej nie powiedziałaś? – Mężczyzna odsunął się od fanatycznej
demonicy. Nie mógł uwierzyć w to co właśnie powiedziała. Raptownie przestała go
interesować i zaczął jej nienawidzić. Czar którym go oczarowała najwyraźniej
prysł. Czy w takim razie dziewczyny miały rację? W dodatku chciały go chronić?
Obie? A jednak odeszły. Miały go dosyć. A to wszystko było wielkim kłamstwem i
urokiem!
- Nie mogłam. Nie
poszedł byś ze mną – stwierdziła. - A teraz wybacz, musimy się śpieszyć. I tak
już jesteśmy spóźnieni. One strasznie nas spowolniły.
- Nigdzie z tobą nie
pójdę!!! – zaparł się Dante.
- Nie pora na wygłupy.
Chodź albo zmuszę cię siłą.
Dante wyciągnął miecz
i rzekł:
- A więc zmuś.
- Skoro taki twój
wybór.
- Niech się zacznie!
Pożałujesz, że mnie okłamałaś! - Remexa zaszarżowała na Dantego. Półdemon bez
najmniejszego problemu sparował cios. Następnie przez nadmiar zebranego gniewu,
przemienił się w demona, jednak nie stracił kontroli nad sobą. Potrafił nad
sobą zapanować, jako że był wypoczęty. W dodatku przemiana tym razem była dla
niego korzystna, więc nie próbował jej powstrzymać. Rem przerażona zaczęła
szeptać pod nosem. Prawdopodobnie rzucała jakieś zaklęcie. W jednym momencie
demonica szeptała, a w drugim już cisnęła w Dantego kulą ognia. Chłopak
spokojnie przyjął na siebie cios. Nie doznał żadnego uszczerbku. Po chwili
ruszył na demonicę. Remexa próbowała zablokować cios, ale demon pod wpływem
ogromnej siły złamał klingę jej miecza. Zdezorientowana kobieta próbowała się
odsunąć, jednak Dante zdążył przeszyć jej ciało mieczem. Zdrajczyni bezwładnie
zawisła na ostrzu. Krew spłynęła po klindze, tworząc kałużę pod ich nogami. Po
chwili ciało zniknęło w płomieniach, a proch rozwiał się na wietrze.
Nagle ziemia zaczęła się trząść. Dante
spojrzał w stronę bramy i zobaczył, że się otwiera. Z jej wnętrza wyłoniła się
tajemnicza postać. Półdemon czując ogromną siłę i moc omal się nie przewrócił.
Postać zwróciła się do niego:
- Chodź chłopcze.
Chodź do swych braci i sióstr.
- Nigdy. Moje miejsce
jest tutaj. Na tym świecie – odpowiedział jej Dante pewnym głosem. Stanął w
pozycji obronnej, gotów walki.
- A więc dobrze.
– Tajemniczy demon zaczął coś szeptać pod nosem. Nagle spod ziemi wysunęły się
stalowe łańcuchy. Owinęły się wokół kostek Dantego i ruszyły wyżej,
unieruchamiając chłopaka. Miecz wypadł z jego dłoni. Postać podeszła do
półdemona i uderzyła go z pięści w twarz. Zdezorientowany Dante starał się
uniknąć ciosu, jednakże nie mógł. Demon z mściwą satysfakcją uderzał go dalej.
Kiedy skończył, ryknął mu prosto w twarz:
- Głupcze! Nie
należysz do tego świata. Należysz do Ingost! – po czym zerwał naszyjnik z
szyi Dantego. Półdemon nie mógł nic zrobić w swojej obronie. Łańcuchy, którymi
był obwiązany, były niezrywalne. Medalion upadł na piasek, po drodze odbijając
promienie słoneczne. Postać nie zwróciła na to uwagi. Odwołała łańcuchy i
chwyciła Dantego za włosy. Zaciągnęła go do bramy. Dante czuł się bardzo słaby.
Wiedział, że postać jest przeraźliwie silna. Nawet będąc w pełni sił, z
obecnymi umiejętnościami, nigdy by jej nie pokonał. Przeszli przez magiczne
wrota. Czuli jak wiatr owinął się wokół nich. Po chwili, znaleźli się w
przerażającej krainie. Demon przeciągnął półprzytomnego mężczyznę trochę dalej
od bramy. Dante spojrzał na nią. Wielkie wrota zniknęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz