niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 8 - Ponowne spotkanie



         Kiedy Dante upadł, Saristay podbiegła do niego, a zaraz za nią Farion.
- Farion, przynieś wodę! – krzyknęła, przyklękając koło głowy mężczyzny.
- Jak mam to niby przynieść? – zapytał zdziwiony zwierzak. – Nie mamy nawet wiadra.
- Aaa… Faktycznie. To ty Kais.
- Spoko, zaraz wrócę – rzekł o dziwo poważnie i odszedł. Dziewczyna przyjrzała się twarzy przyjaciela. Wyglądał na naprawdę wycieńczonego. Zajęła się sprawdzaniem jego funkcji życiowych. Za ten czas Farion postanowił poszukać Gabo.
         - Widzisz go gdzieś? – zapytała dziewczyna, wypatrując źródła mocy z lotu ptaka.
- Nie, ale jesteśmy blisko.
- Potężny ten smok, ale coś kiepsko z jego umiejętnościami… Łamaga. W ogóle to powinniśmy go już widzieć! –
stwierdziła wychylając się. Na twarz opadły jej niebieskie włosy. Odgarnęła je niecierpliwym ruchem ręki. Leciała tak kilka minut. Nagle wraz z Reedusem zauważyła, że źródło mocy się oddala.
- Jak to możliwe?! Minęliśmy? – zdziwiła się.
- Może to dziecko – dodało smoczysko.
- Z taką siłą? Niemożliwe. Musimy wrócić i wylądować, jak tylko poczujemy, że jesteśmy nad nim. Kto wie, może też potrafi się zmniejszać…
Towarzysze zniżali lot, coraz bardziej zbliżając się do koron drzew. Próbowali wychwycić i zauważyć właściciela tętniącej mocy. Jednak źródło traciło na sile i stawało się powoli nieuchwytne. Jednakże wojowniczka i jej smok nie zaniechali poszukiwań. Wschodzące słońce oświetlało im las, ukazując jego cienie.
         Kais wbiegł do obozu. W rękach niósł pełen garnek wody. Nie wiadomo skąd go wytrzasnął. Saristay przywołała maga gestem ręki. Podbiegł do dziewczyny i podał jej naczynie. Półeflka szybko zanurzyła kawałek materiału w wodzie i przemyła nim czoło omdlałego przyjaciela. Dante nie obudził się. Po chwili jednak Sari zauważyła jak lekko porusza palcami.
- Co z nim? Żyje? Umarł? Jest półżywy? – spytał Kais. Wbrew pozorom nie było mu do śmiechu.
- Sama nie wiem – powiedziała Sara roztrzęsionym głosem. – Chyba żyje. W każdym razie oddycha.
Nagle spadł na nich wielki cień. Po chwili już go nie było.
- Widziałaś to, czy mam zwidy? – spytał przerażony niziołek.
- Tak. To było coś dużego.
- Schowajmy się! To może być coś lub ktoś niebezpieczny!
- A Dante? – Dziewczyna popatrzyła na zemdlałego zbolałym wzrokiem.
- Kij z Dante! Niech coś go zje! Zwiewajmy! – Kais zerwał się do biegu i pociągnął za sobą Sari.
- Nie zostawię go! – Mag szarpnął dziewczynę próbując ją odciągnąć od towarzysza. Niestety nie zdążyli uciec. Duży, dumny, krwistobordowy smok ze szramą na prawym oku wylądował obok nich. Z jego grzbietu zeskoczyła wysoka, piękna dziewczyna. Widać było, że nie może być człowiekiem. Była zbyt delikatna i piękna jak na ludzką kobietę. Miała okropnie bladą cerę, która odbijała słońce lekko się błyszcząc. Jej włosy od granatowej nasady po błękitne końcówki rozwiewał wiatr. Ciemne usta od razu rzucały się w oczy. Miała duże oczy koloru morza. Choć z budowy nie pasowała na wojownika, miała na sobie matową zbroję i przypasany półtoraręczny miecz. Wyciągnęła broń. Na klindze był wyryty napis „ISTARA”. Nagle zamarła w bezruchu, a na jej twarzy wymalowało się zdumienie pomieszane ze złością. Niespodziewanie Kais wskoczył na plecy Saristay.
- Sari! Musimy uciekać! Zostaw tego durnia! Ona musi być Łowczynią Smoków! To jest większy problem. – Na jego krzyk, z lasu przybiegli Farion wraz z Gabo. Goryl widząc zajście, powoli zaczął się z powrotem wycofywać między drzewa.
- Łowczyni, jak? Chyba coś o niej słyszałam… Po za tym złaź ze mnie!
- CO TO MA BYĆ?! – wrzasnęła nagle nieznajoma. – I to ma być ten smok?! Ten kurdupel? Tylko on tu ma moc!
- Czyżbyś mówiła o MNIE?! – spytał wkurzony niziołek. Zeskoczył z pleców Saristay i podbiegł trzy kroki do przodu. Potem z niepokojem się cofnął.
Łowczyni nagle zamarła. Wyglądała jakby czemuś się przysłuchiwała. Spojrzała na Dantego.
- To znowu on?! Ja to mam szczęście, nie ma co!
- On? Czyżbyś znała Dantego? – spytała zdziwiona Sari.
- Tak. Trudno nie zapamiętać tego łamagi.
- Masz rację, zgadzam się z tobą! – krzyknął Kais, rozluźniając się. Wzmianka o półdemonie trochę go uspokoiła, więc mógł już normalnie rozmawiać. – Taka głupota jest rzadko spotykana.
- Ej! Nie obrażajcie go! – powiedziała Saristay, lekko oburzona. – Chociaż jest nieprzytomny i wyczerpany, to może was słyszeć. Jak się znowu wkurzy, to sobie nie poradzimy sami.
- Co?! Dlaczego? Przecież to miernota. Ostatnio musiałam go ratować od śmierci z głupoty. Wziął na siebie zbyt dużo przeciwników i oczywiście sobie nie poradził. Nie ma w ogóle mocy – powiedziała Łowczyni.
- Musiałabyś być tutaj kilka minut temu, żeby zobaczyć jego prawdziwą moc. On wcale nie jest taki marny jak się wydaje – powiedział spokojnie Kais.
- Nie uwierzę dopóki nie zobaczę.
- Tak poza tematem… Jak masz na imię? I co cię tu przywiodło? – spytała Saris.
- Najwyraźniej jestem tu przez tego idiotę! Z tego co mówicie. I tak nie wierzę.
- Ale jak masz na imię? – dopytywała się półelfka.
- Co cię to interesuje?
- Po prostu chcę wiedzieć, ale jeśli nie chcesz to nie. Nie zmuszam. Ale tak po za tym, jestem Saristay – powiedziała i wyciągnęła do nieznajomej rękę na powitanie. Dziewczyna spojrzała podejrzliwie na wyciągniętą dłoń. Założyła ręce na piersiach i przeklęła pod nosem.
- Aries.
- Aries! Co ty robisz?! Zwariowałaś?! – nagle odezwał się w jej głowie głos smoczyska.
- Reedus, ona też podała swoje imię, nie miałam wyjścia. W dodatku jest za miła. Irytuje mnie.
- Wszystko co miłe i przyjazne cię irytuje –
stwierdził.
- Nie moja wina! – krzyknęła na całe gardło.
- Kobieto, co ty robisz? – przerwał Kais rozmowę w myślach.
- Nieważne.
- Jak chcesz. Nie moja sprawa.
- Ja wiem, co ona robi – wtrąciła się Sari.
- Niby skąd to możesz wiedzieć?! – oburzyła się Aries.
- Ja nie umiem, ale Farion umie.
- Że co?
- No rozmowy telepatyczne.
- Aha! W sensie, że Reedus do mnie mówi?
- To, to smoczysko ma imię? – ponownie wtrącił się niziołek. Nikt nie zauważył, jak Dante przed chwilą się obudził. Rozejrzał się po osobach i poszedł spać. Był zmęczony i miał lekkie problemy z przypomnieniem co się działo wcześniej. Ostatnio często się tak czuł. Kiedy tak leżał, zorientował się, że wśród jego towarzyszy jest dziewczyna, która niegdyś uratowała mu życie. Zerwał się z tego powodu na równe nogi.
- Co ty tu robisz?! – krzyknął zaszokowany.
- O! Obudziłeś się – zauważyła Saristay.
- Nie twój interes! Jestem tu przez ciebie! – odsapnęła wkurzona dziewczyna.
- Nawet nie wiem, jak masz na imię, a jesteś tu z mojego powodu?
- To jest Aries – wtrąciła Saris.
- Po co się wtrącasz?! Pozwoliłam ci zdradzić moje imię?! Nie wydaje mi się – zbulwersowała się Łowczyni.
- W takim razie, Aries. Zamiast gadać bez sensu, idź złap mi śniadanie, bo ostatnio dzik był przepyszny – powiedział Dante z uśmiechem. Chciał jakoś rozluźnić napiętą atmosferę, ale raczej nie wyszło mu to. W oczach Aries zobaczył czystą nienawiść.
- A co? Nasze jedzenie ci nie smakowało?! Niewdzięcznik – wtrącił Kais, odgadując zamiar Dantego, ale jego żart również nic nie zmienił.
- Cholera jasna! Co za banda błaznów. Reedus, chodźmy, tracimy czas – rzekła Łowczyni, ruszając w stronę smoka.
- Aries! Czujesz to? – odpowiedział telepatycznie.
- Tak, zaś to samo – powiedziała, odwracając się na pięcie. – Zignorujmy.
- GIŃ! – ryknął przemieniony Dante i ruszył na odchodzącą dziewczynę. Aries wyciągnęła ISTARĘ i spróbowała go odepchnąć, jednak zdołała tylko zatrzymać cios.
- Co ty… - urwała widząc przerażającego demona.
- Mówiłem! – pisnął przerażony Kais. Siedział na grzbiecie Gabo, gotów najwyraźniej do ucieczki. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego magia nic by tu nie pomogła. Jedynym wyjściem było zaklęcie boga lub jakiegoś Mistrza. Widział moc pulsującą we wnętrzu demona. Niespodziewanie obudziła się, sprawiając, że Dante stracił kontrolę nad sobą. Kierowała jego ruchami jakby była czymś żywym, osobnym.
- Reedus, rusz się! – wydarła się Aries, prawie leżąc na ziemi, pod wpływem siły ataku. Czuła to co widział Kais, ale nie mogła zrozumieć jaki to ma sens. Smok lekko się zwiększył, tak żeby móc odepchnąć demona. Reedus przygniótł Dantego do ziemi. Demon wyrwał się z pod ciężkiej łapy bestii. Ta szybko odeszła kilka kroków gotowa do ataku wraz z Aries. Nagle na pole bitwy wbiegł wysoki kapłan w białych szatach. Były brudne i przeraźliwie pomięte. Wyglądały jakby ich właściciel biegł w to miejsce przedzierając się przez pół lasu. Mężczyzna spojrzał na demona, a potem na Aries.
- Lepiej się przesuń, bo inaczej gorzko tego pożałujesz! – krzyknęła do niego Łowczyni. Saristay i Kais przyglądali się temu wszystkiemu na uboczu, nie mogąc nic zrobić, nie narażając kogoś z walczących.
- Mogę ci pomóc! Przytrzymaj go jakoś, zaklnę go! – rzekł nieznajomy.
- Jak go zaklniesz?!
- W kręgu!
Dziewczyna zastanowiła się. Chciała już stąd odejść, a walka mogłaby się przeciągnąć. Nie miała innego wyjścia jak pozwolić działać dziwnemu człowiekowi.
- Dobra, rób co chcesz! – Rzuciła się na Dantego. Przykuła uwagę demona, odparowując jego ciosy i co jakiś czas go zwodząc. Tymczasem Reedus podkradł się do walczących i powtórzył poprzedni atak, wywracając przeciwnika. Wtedy Aries dała znak kapłanowi, a ten zaczął krążyć wokół bestii, wymawiając jakieś słowa. Kais rozpoznał zaklęcie i z drugiej strony zaczął okrążać Dantego, wymawiając słowa w odwróconej wersji. Reszta postaci uważnie przyglądała się dziwnej sytuacji.
         Wszystko szło wspaniale, dopóki Dan nie zorientował się, co się dzieje i nie spróbował zareagować. Zaczął się rzucać, ale wyglądał jakby był związany niewidzialną liną. Ryknął ze złości. Nagle kapłan i mag stanęli obok siebie i wyciągnęli ręce. Krzyknęli jedną sylabę, w języku magii. Na ziemi wokół Dantego pojawiły się czerwone runy podobne do tych, które miał na ciele. Rozchodziły się na trzy gałęzie, zaokrąglając się w idealny krąg. Następnie pojawił się za nim drugi krąg, tym razem cały czarny. Na końcu nad demonem pojawiła się przeźroczysta kopuła, połyskująca w słońcu. Dante parę razy mrugnął. Niespodziewanie jego oczy z czerwonych, stały się niebieskie.
- Medalion… - wycharczał. – Skradziony… Znajdźcie… - po czym znów stał się całkowitym demonem. Kapłan klęknął z boku, przytrzymując zaklęcie własną mocą i modląc się.
         Aries otrząsnęła się z szoku, wywołanego całym zajściem i przypomniała Reedusowi, że mieli odejść. Ruszyli w swoją stronę. Sari po chwili namysłu, pobiegła za odchodzącymi.
- Aries, czekaj! Nie możesz teraz odejść! Potrzebujemy twojej pomocy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz