Co ty tu robisz? Gdzie zabójca smoka? –
zapytała Łowczyni szybko. – I kim jest ten demon obok ciebie?
-
Rozmawiasz z tym zabójcą. Ale teraz to jest nieistotne. Ważne, że cię
znalazłem.
-
Po co ci ja?! I gdzie zniknąłeś na tyle czasu?! Została po tobie tylko krwawa
plama.
Półdemon
podszedł do półelfki i spojrzał na nią.
-
Nie potrzebuję ciebie. Potrzebuję tylko twojej duszy.
-
Niby po co ci ona? – warknęła dziewczyna, zadzierając głowę wysoko do góry.
-
Jest mi po prostu potrzebna.
Dante
w tym momencie chciał zaatakować Aries, jednak powstrzymał się. Rozpoznał
dziewczynę i to było dla niego ogromnym zaskoczeniem. Przy okazji przypomniał
sobie wszystko, co zdarzyło się zanim trafił do Ingost. Co zrobiły mu demony,
ale też co dokładnie zrobili mu ludzie. Mając teraz dobre wspomnienia z
królestwa swojego ojca nie wiedział już, kto teraz jest tym złym. W dodatku
jego myśli wciąż się lekko gmatwały. To wszystko było trudne do zrozumienia.
Nie wiedział już co jest prawdą, a co kłamstwem.
-
Ta… I co? Może myślisz, że ci ją oddam z dobrego serca? Na to nie licz.
-
O wiele zabawniej będzie ci ją odebrać.
-
TY chcesz ZE MNĄ walczyć? Walka ze mną to nie zabawa.
-
Bez swojego smoka jesteś tylko słabiutką dziewczynką.
-
I tu się mylisz! Jestem dość silna, aby cię sama pokonać, bez Reediego!
-
Aries, nie myślisz, że trochę
przesadzasz? On chce cię tylko sprowokować do ataku – odezwał się smok do
półelfki. Stał obok dziewczyny, będąc cały czas gotów do jej obrony.
-
Nie martw się. Przecież wiesz, że jest
słaby.
-
Jesteś tego pewna? Coś się zmieniło w
jego aurze.
Aries
zaskoczona, zmarszczyła czoło. Skupiła się na wyczuwalnej energii Dantego.
Smoczysko miało rację. Poczuła subtelną zmianę. Jednak zanim się nad tym
zastanowiła, wśród drzew usłyszeli jakieś krzyki.
-
Aries?! Gdzie leciał… - Zza lasu wybiegli Sed i Seev. Zatrzymali się widząc,
naprzeciwko kogo stoi dziewczyna.
-
Kto to? – spytał podejrzliwie Seev.
-
Nie wtrącaj się – rzekł wściekle Dante, tylko na chwilę odwracając się do
nowoprzybyłych. Potem znów zaczął przyglądać się półelfce. Paladyn otworzył
szerzej oczy, zaskoczony gwałtownością wypowiedzi.
-
Niby czemu? Kim jesteś i czemu Łowczyni grozi ci mieczem?
-
Mówiłem, nie wtrącaj się nic nieznaczący człowieczku.
Aries
nie zareagowała, ponieważ właśnie zrozumiała jaki charakter ma moc Dantego. Jej
zaskoczenie było tak duże, że zupełnie zignorowała towarzyszy. Prowadziła
mentalną rozmowę z Reedusem, próbując dojść do tego, jak to możliwe. Co jakiś
czas zerkała na Neverlighta, który wycofał się na skraj lasu i przyglądał
toczącej rozmowie.
-
Nie jestem nic nie znaczący! – stwierdził zdenerwowany bezczelnością paladyn. -
Stań ze mną do uczciwej walki, a się przekonasz, że jestem potężny. Może nawet
silniejszy od ciebie.
Neverlight
po tych słowach odwrócił głowę i zaczął się krztusić. Po chwili zaczął się
śmiać na głos, nic nie robiąc sobie z paladyna.
-
No dobra. Jak chcesz – odparł Dante, wzdychając ciężko. Półdemon po raz kolejny
wbił miecz w ziemię.
-
Dlaczego odkładasz broń?! – zawołał Seev, wyciągając swój miecz i ściągając
tarczę z pleców. – Mamy walczyć.
-
Chcę ci dać chociaż cień szansy – parsknął półdemon. Urażony Seev ruszył do
ataku. Sed zaskoczony rozwojem rozmowy, chciał go powstrzymać, ale nie zdążył.
Popatrzył tylko bezradnie na biegnącego brata, po czym podszedł do Aries.
Dziewczyna nadal nie kontaktowała ze światem, zatopiona w mentalnej dyskusji.
Prawdopodobnie nie zauważyła nawet przybycia braci. Jasnowidz szturchnął ją w
ramię.
-
Hej! – krzyknęła zaskoczona. – Sed?
-
Tak. Widzieliśmy cię lecącą na smoku w nieznanym kierunku, więc porzuciliśmy
polowanie i przybiegliśmy tutaj.
-
Dlaczego? – zapytała, ale zaraz zwróciła uwagę na coś innego. – Wy?
-
Mój braya właśnie walczy z nieznajomym.
-
Co?! Z Dante? – Aries od razu szybko odwróciła głowę i spojrzała na paladyna.
Już zadawał cios, gdy nagle Dante chwycił go za nadgarstek ręki w której
trzymał miecz. Blokując ruch człowieka, chciał go uderzyć w twarz, lecz ten
obronił się tarczą. Półdemon puścił rękę przeciwnika i odsunął się kilka kroków.
-
Daj sobie spokój. I tak cię pokonam – stwierdził znudzony. Odsunął się jeszcze
trochę i jedną ręką wyciągnął miecz z ziemi.
-
Jednak potrzebujesz swojego demonicznego miecza do walki ze mną, co? – zawołał
paladyn, chcąc rozjuszyć przeciwnika. Dante uśmiechnął się pod nosem, śmiejąc
się z dumy Seeva. – W dodatku nadal nie podałeś mi swojego imienia!
-
Chyba nie potrzebujesz mojego imienia, żeby ze mną walczyć – stwierdził
półdemon oschle.
-
Wolę znać imię tego, którego mam zamiar pokonać. Ale chyba już jest znam. To ty
jesteś Dante. Zdradziłeś swoich i zarówno moich przyjaciół.
-
Koniec gadania. Przejdźmy do poważnej walki.
Dante
z impetem zaatakował paladyna. Uderzenie było tak silne, że złamało w pół
tarczę Seeva. Niespodziewanie zza drzew wyskoczyła Saristay na Farionie. Obok
wilka pędził goryl z Kaisem na plecach.
-
Seev! – zawołała Sari, zeskakując z przyjaciela.
-
Nie wtrącajcie się! – krzyknął półdemon. Wyjął księgę i zaczął szeptać dziwne i
niezrozumiałe słowa. Po chwili spod ziemi pojawiły się liczne pary rąk, które
pochwyciły całą drużynę. Jedynymi osobami, które nie zostały pochwycone byli
Dante, Seev i Aries. Wtedy Seev zaszarżował na Dantego. Gdy klinga paladyna,
podniesiona, zabłysnęła w słońcu, półdemon zablokował atak. Ich miecze skrzyżowały
się w zwarciu. Następnie mężczyzna odepchnął człowieka, zadając mu cios.
Paladyn odskoczył. Jego skórzany napierśnik wisiał w strzępach, odsłaniając
długą, płytką ranę od ramiona do biodra. Dante widząc osłabianie przeciwnika,
wytworzył niewielki język ognia i pokierował go w jego stronę. Seev spróbował
uskoczyć przed atakiem, lecz nie udało mu się to całkowicie. Kawałek lnianej
koszuli zajął się płomieniem. Szybko oderwał płonący materiał, rzucając go na
ziemię. Półdemon widząc, że przeciwnik jest prawie bez pancerza, wyciągnął
rękę, strzelając ognistą błyskawicą. Paladyn padł na ziemię, unikając magii.
Wtedy Aries zrozumiała, że jeśli walka nadal będzie tak wyglądać, to Seev
zginie. Chwyciła mocniej ISTARĘ i pobiegła na półdemona. Wskakując na linię miecza
przeciwnika, odepchnęła wolną ręką paladyna i odparowała zadawany właśnie cios.
-
Dobra. Dwie pieczenie na jednym ogniu – stwierdził półdemon, przyjmując ze
spokojem atak Aries.
-
Dante! Czemu ty nas atakujesz? Pomyśl! – zawołała Saristay, usiłując się wyrwać
z uścisku rąk. Jej starania były daremne. Reedus ryknął, również starając się
uwolnić.
-
Właśnie! Pomyśl, IDIOTO! – krzyknęła Łowczyni, atakując z impetem.
Półdemon
uniknął ciosu i zirytowany uderzył z całą siłą. Na złość, dziewczynie udało się
uniknąć ataku i przy okazji samej trafić w nieosłoniętą część ciała Dantego.
-
I co? Nie idzie ci za dobrze? – zawołała i zaśmiała się szyderczo. To sprawiło,
że półdemon w końcu stracił resztkę panowaniu nad sobą. Zupełnie zignorował
otoczenie i osobę z którą walczy. Teraz liczyło się tylko zabić dziewczynę. Po
raz kolejny dzisiejszego dnia wyciągnął księgę. Lecz tym razem nie miał zamiaru
jej użyć do błahych rzeczy. Szybko znalazł odpowiednią stronę i zaczął czytać.
Nie dostał jednak dość dużo czasu. Aries zaatakowała z pełną mocą prosto w
głowę półdemona. Uchylił się z niemałym trudem. Do tego momentu jeszcze nikt
nie dał rady przerwać mu zaklęcia. Zirytowany, odepchnął dziewczynę mieczem,
najmocniej jak umiał. Półelfka wręcz odleciała w powietrzu o kilka metrów do
tyłu. Upadła ciężko, wzbijając tumany kurzu. Reedus ryknął potężnie, wciąż
starając się uwolnić z więzów. Dante dzieląc swoją uwagę pomiędzy przeciwnika,
a zaklęcie, dokończył czytanie. Łowczyni dyszała ciężko i nie mogła nic zrobić,
dopóki nie złapała oddechu. Wyprostowała się powoli, starając się stanąć
pewniej. Głupio wystawiła się na atak, nie miała jednak teraz zamiaru
zignorować siły przeciwnika. Wzięła głęboki wdech, będąc pewna swojego
następnego ruchu. Z ogłuszającym okrzykiem bojowym ruszyła na Dantego. Półdemon
jednakże nie dał się zdezorientować. Uśmiechnął się i wymruczał pod nosem jedno
słowo, kiedy Łowczyni była już tylko około dwóch metrów od niego. Z jego rąk
wystrzeliła ognista sieć, która oplotła ich, tworząc sferę i zamykając ich w
ogromna ognistej kuli. Aries rozejrzała się po płonącym wnętrzu zdziwiona i
zdezorientowana.
-
Coś ty zrobił? – warknęła.
-
Chcę to zakończyć – powiedział poważnie Dante. Zaczął zbierać płomienie,
kumulując je w swoich dłoniach. – To będzie twój koniec!
-
Akurat! – odpowiedziała mu, ukrywając swój strach. Wiedziała, że nie ma szans,
kiedy półdemon ma aż taką przewagę. Sięgnęła do sakiewki przy pasie, w
irracjonalnej nadziei, że znajdzie tam coś co jej pomoże w tej kryzysowej
sytuacji. Jej dłoń uchwyciła zimny, metalowy przedmiot. Zdziwiona, wyciągnęła
go. Był to medalion Dantego. W przypływie desperacji, zacisnęła go mocniej w
dłoni, po czym rzuciła w półdemona. Mężczyzna chciał w tym momencie cisnąć mocą
w dziewczynę, lecz medalion wpadł w jego dłonie rozpraszając całą zebraną
energię.
-
Co ty… - przerwał, widząc przedmiot. – Matka… - Niespodziewanie czerwony kamień
zaświecił się wewnętrznym blaskiem. Otaczające ich płomienie trzasnęły i
zapłonęły jeszcze mocniej niż do tej pory. Jakby nabrały nowej mocy. Zaczęły
się do coraz bardziej zbliżać, zmniejszając im pole manewru.
-
Co się dzieje?! – krzyknęła Aries, widząc zdezorientowaną minę Dantego.
-
Nie wiem! Nie panuje już nad tym! Moja normalna moc jest na wyczerpaniu! –
odpowiedział półdemon, będąc o wiele bardziej przerażonym od dziewczyny. Do tej
pory kontrolował kulę wokół nich, lecz teraz żyła ona własnym, nieposkromionym
życiem. W dodatku nie było wiadomo, do czego dąży potężna energia.
-
Czyli chyba już po nas – szepnęła Aries zrezygnowana. – Żegnaj Reedus – powiedziała w myśli, wpatrując się w miejsce, gdzie
wcześniej był smok.
-
Co ty?! Tak łatwo się poddajesz?! – zawołał Dante. Półeflka spojrzała na niego
zdenerwowana.
-
A CO TWOIM ZDANIEM MAM ZROBIĆ?! – wrzasnęła z pełną mocą. Zbliżająca się śmierć
dodała jej energii. – NIE MAM NA TO WPŁYWU!
-
Nie wiem! – Dante spojrzał w jej stronę żałośnie. Wiedział, że to już koniec.
Już nawet nie widział twarzy Aries, ponieważ otoczył ją ogień. Poczuł jak
płomienie dotykają jego skóry. Przepraszając w myślach i matkę, i ojca,
pozwolił ogniu się pochłonąć.
Saristay przerażona patrzyła na ognistą kulę.
Wiedziała, że jej ukochana przyjaciółka jest w środku. Jęknęła z rozpaczy,
kiedy zobaczyła, że ściany kuli są coraz bliżej środka. Zmartwiona nawet nie
zauważyła, że ręce dotychczas ją powstrzymujące, wróciły do ziemi.
-
Saris! To się podnosi! – zawołał Kais, podbiegając do dziewczyny.
-
Seev! – Sed krzyknął i podbiegł do leżącego na ziemi paladyna. Saristay
najpierw zerknęła na jasnowidza, następnie spojrzała na kulę. Ognista sfera
była coraz wyżej. Płomienie obracały się coraz szybciej. Ich kształt zaczął się
zmieniać. Wydłużył się, tworząc wąski lej na kilkanaście metrów wzwyż. Saristay
patrzyła tylko, bezradna. Reedus, będąc uwolnionym rzucił się na ogień. Jednak
nim do niego dotarł, lej zwężył się przeraźliwie, a następnie zmniejszył się w
powietrzu.
-
Co się dzie… - wypowiedź półelfki przerwał okropnie głośny wybuch. Dym zasnuł
pole widzenia drużyny. Nagle coś dotknęło jej czymś zimnym.
-
Trzymaj się blisko mnie – usłyszała w
głosie głos Fariona.
-
Jasne – szepnęła szybko, starając się nie udusić wszechobecnym dymem. Jednakże
zanim zdążyła o czymkolwiek pomyśleć, dym rozwiał się, ukazując puste miejsce.
Nie było ani Dantego, ani Neverlighta, ani Aries. Cała trójka zniknęła.
CIĄG DALSZY NASTĄPI…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz