niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 16 - Drużyna bez przywódcy


           Zrezygnowane fatamorganą dziewczyny zawróciły w piaszczystą otchłań. Nagle do uszu Saristay dotarł znajomy głos. Nie zrozumiawszy słów zignorowała go sądząc, że to kolejne złudzenie. Po chwili jednak usłyszała po raz kolejny, już tym razem wyraźnie znajomy męski głos, wołający "Saristay".
- Seev? Nie, nie możliwe, przecież nie widziałam ich od wieków. Kolejna fatamorgana... - mruczała pod nosem. Nie minęło kilka sekund, a krzyk ponownie się rozległ i był jeszcze głośniejszy. Dziewczyna dla świętego spokoju odwróciła się, by przekonać mózg, że nikogo tam nie ma. Myliła się. Jej wzrok dostrzegł dwie męskie sylwetki.
- Na co się patrzysz? Musimy się ruszyć chyba, że chcesz tu zginąć. Ja nie… – zaczęła Aries, ale Saristay przyłożyła jej palec do ust, nie odwracając wzroku od postaci.
- Widzisz to? - spytała, dalej zapatrzona w jeden punkt.
- Co? - zapytała przerażona postawą przyjaciółki, Aries.
- No ich. - Łowczyni spojrzała w kierunku, który wskazała Saris.
- Kto to? - zapytała przerażona widokiem dwóch, umięśnionych mężczyzn, zbliżających się do nich. Byli już na tyle blisko, że dało się dostrzec rysy twarzy. U obydwóch pojawiły się identyczne szczere, szerokie uśmiechy. Jeden z nich wyciągnął lewą rękę i pomachał. W prawej dłoni trzymał dziwną, drewnianą laskę. Na jego dłoniach widniały brązowe, skórzane rękawice, kończące się trochę powyżej nadgarstka. Nachodziły na rękawy zwykłej, zżółkłej, luźnej i długiej koszuli związanej brązowym sznurkiem na biodrach. Koniec koszuli nachodził na brązowe szmaciane spodnie. Najbardziej z jego ubrań, rzucała się w oczy biała peleryna z kapturem, związana przy torsie. Kaptur miał lekko nałożony na głowę. Spod niego wystawały krótkie kosmyki czarnych włosów. Jego twarz miała przyjazne, męskie rysy. Wszystkiemu magicznego uroku dodawały głębokie, duże, żywo błękitne oczy. Drugi mężczyzna ubrany był w białą koszulę i tego samego koloru spodnie, których nogawki włożone były w wysokie skórzane buty. Na ramionach też miał płaszcz z kapturem, który nałożył sobie na głowę. Spod kaptura widać było kilka brązowych kosmyków. Patrzył w stronę Saristay z lekkim uśmiechem na ustach. Jego oczy miały mocny zielony kolor. Nieznajomi szli w stronę przyjaciółek coraz szybciej. Gdy byli już dość blisko, Aries sięgnęła po miecz, a Reedus czekał na znak.
- Aries! Nie! – krzyknęła Saristay, łapiąc ją za rękę.
- Co jest?! Chcesz tu zginąć?! - Łowczyni próbowała się wyrwać.
- To są przyjaciele, nie wrogowie. Uspokój się! – stwierdziła Saris, nie puszczając rąk wrogo nastawionej do przybyszy dziewczyny.
- Jak to? Znasz ich? - Aries uspokoiła się, odsuwając dłoń od miecza.
- Tak, ale nie widzieliśmy się już długo.
- Słabo mi… - powiedziała nagle półelfka. Jej twarz zbladła. Podparła się o Sarę.
- Hej! Co się dzieje?! - Łuczniczka wystraszyła się, kiedy jej też zakręciło się w głowie. Jednak po chwili ustało.
- Saristi! Kopę lat! - krzyknął zielonooki mężczyzna wyciągając ręce w stronę otumanionej dziewczyny. On i jego brat z daleka nie zauważyli, że obie towarzyszki źle się czują. Niespodziewanie nieprzytomna Saristay padła mu w ramiona. Natomiast zemdlała Aries poleciała dalej i uderzyła o piach.
         Łowczyni ocknęła się i rozejrzała się dookoła. Była w lesie. Przed nią paliło się ognisko, nad którym widniało pieczące się ciało dzika. Po drugiej stronie leżała nieprzytomna Saristay, natomiast po lewej spał Farion. Nie widziała nigdzie Reedusa. Zerwała się z tego powodu na równe nogi. Była przerażona jak nigdy, nie widząc dlaczego się tu znajduje i kto ją tu zaniósł. Nagle usłyszała cichutki jęk. Spojrzała pod nogi i zauważyła małą, bordową jaszczurkę, próbującą wydostać ogon spod jej żelaznego buta. Aries szybko przesunęła nogę, uwalniając smoczka. Podniosła Reediego i przytuliła, szepcząc cicho "Przepraszam!".
- Odpoczywaj jeszcze, musisz wyzdrowieć - zwróciła się bezpośrednio do podświadomości przyjaciela.
- Już wyzdrowiałem. Muszę jeszcze tylko rozruszać skrzydło - odpowiedział. - Możesz mnie postawić, chcę rozprostować kończyny.
- Dobrze, tylko odejdź trochę, żeby ich nie obudzić, a ja się rozejrzę za tymi dziwnymi typkami, których Saristay podobno zna. - stwierdziła Aries i poszła na obchód. Zaś Reedus odszedł dość trochę od obozu. Kiedy odległość była odpowiednia, smoczek powoli zaczął się powiększać. Był ogromny, większy od drzew. Po chwili delikatnie rozłożył piękne jasnobordowe skrzydła. Na jednym z nich widniała mała plamka po ukąszeniu. Powoli zaczął machać skrzydłami i wzbijać się w górę, potem delikatnie przed siebie, aż odzyskał pełną sprawność. Gdy tylko tak się stało, szarpnął i nabrał olbrzymią prędkość, lecąc wzdłuż błękitnego nieba.
         Niedaleko od ogniska był potok. Aries była pewna, że będą tam mężczyźni, którzy najprawdopodobniej uratowali ich od śmierci. Dziewczyna powoli podchodziła do rzeczki, nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów. Niedaleko od wody słyszała dwa podobne do siebie głosy. To z pewnością byli oni. Podeszła bliżej i wyjrzała delikatnie zza drzewa. Spostrzegła tych dwóch mężczyzn. Jeden z nich był jednak zupełnie inaczej ubrany. Człowiek z brązowymi włosami miał na sobie najprawdopodobniej strój paladyna. Na piersi miał srebrzysty napierśnik, a na rękach masywne stalowe naramienniki wraz z karwaszami zapinanymi skórzanymi pasami. Na jego nogach widniały nagolenniki i stalowe ochraniacze nóg nałożone na zwykłe skórzane buty. Na poboczu leżał stalowy hełm z przyłbicą z jasnoniebieskim piórem. Z pewnością był jego, bo do naramienników była doczepiona jasnoniebieska peleryna, która pasowała do hełmu. W ręce trzymał miecz na którego głowicy był wyryty niewielki napis: „Seev”. Walczył z drugim człowiekiem, który trzymał dwa duże sztylety. Drugi ubrany był w ten sam strój, w którym widziała go Aries za pierwszym razem, tylko płaszcz był powieszony na drzewie obok, aby nie przeszkadzał w walce. Sama walka wydawała się całkiem wyrównana. Prawie każdy cios paladyna był odpierany przez jeden ze sztyletów, ale niepodziewanie po sekwencji kilku ruchów paladyn przyłożył czarnowłosemu miecz do gardła. Półeflka nawet nie zauważyła, kiedy udało mu się zyskać przewagę. Mężczyzna w zbroi szyderczo się uśmiechnął.
- Pewnego dnia cię pokonam, bracie - odezwał się przegrany odsuwając się od ostrza. Sięgnął po swój płaszcz.
- Trzymam za słowo, tylko zrób to przed moją śmiercią! - odezwał się ze złośliwym uśmiechem paladyn.
- Oż ty! - krzyknął jego towarzysz i skoczył na niego. Wywalili się i zaczęli bić się wręcz. Nie było to groźna walka, jedynie przyjacielska bijatyka. Aries przyglądała się temu z zniesmaczoną miną. Od paru lat, była tylko z Reedusem. Nie wiedziała, co to znaczy wygłupiać się z przyjaciółmi. Mężczyźni w końcu wstali z ziemi. Niebieskooki otrzepał ubranie i zwrócił się do towarzysza.
- Może na oręż mnie pokonasz, ale na gołe pięści nigdy mi nie dorównasz!
Paladyn wysłuchał go i zaczął się głośno śmiać.
- Chyba śnisz! W walkach mi nigdy nie dorównasz, mówiłem ci to już wiele razy! – powiedział, śmiejąc się cały czas.
- Tak… Ty zawsze wiesz wszystko lepiej… - mruknął pod nosem mężczyzna. - Seev, a tak w ogóle, to mieliśmy tylko nabrać wody i wracać, dzik się spali.
- No tak, właśnie. No to rusz się, kto ostatni, tłumaczy się Sariś! - krzyknął człowiek nazwany Seevem i pobiegł do strumyka.
- Sariś…? - mruknęła Aries. Chciała wyjść, jednak stwierdziła, że jeszcze ich podsłucha.
- Sed? - odezwał się paladyn, po jakimś czasie, kiedy napełniali wiadra wodą. - Saristay wypiękniała, prawda?
- Wydoroślała. Stała się piękną półelfką, ale jedno się nie zmieniło…
- Co takiego?
- Te rozbawione oczy! Zawsze cię nimi pocieszała, pamiętasz?
- Tak… Wiesz, że zakład nadal aktualny?! – rzucił Seev i zerwał się do biegu, kiedy Aries zdecydowała się wyjść. Chwyciła za rękojeść miecza, który na szczęście miała nadal przy sobie i wyskoczyła zza drzewa, zagradzając drogę mężczyźnie.
- Co…?
- Więc… - zaczęła cicho, przerywając mu. – Zanim porozmawiacie sobie z Saristay, wyjaśnicie wszystko mnie – powiedziała, wyciągając ISTARĘ i przykładając ją do gardła Seeva.
- Spokojnie… Nie chcemy zrobić krzywdy ani tobie, ani Saristinie… - powiedział brunet, idąc powoli w stronę Aries.
- Jeżeli ktoś kogoś ma tu skrzywdzić, to będę ja! Więc dobrze ci radzę, cofnij się. Nienawidzę ludzi, dlatego dla mnie będzie to czysta przyjemność - zagroziła.
- Okej... Więc, co chcesz wiedzieć? - odpowiedział cofając się kilka kroków.
- Po pierwsze z tego, co wynika z waszych rozmów, jesteście Seev i Sed. Który jest który? - zaczęła ostro, zerkając raz na jednego, raz na drugiego, nie opuszczając przy tym gardy.
- Ja jestem Sed - odparł błękitnooki, przysuwając się delikatnie w jej stronę. - Natomiast zabić chcesz mojego braya, Seeva. - Aries zamyśliła się na chwilę, po czym odrzekła:
- Skąd znacie moją towarzyszkę?
- Towarzyszkę?! - odparł zdziwiony. - To znaczy znamy się z nią od dziecka. – powiedział szybko, widząc, że Aries spojrzała na niego niebezpiecznie. Dziewczyna już chciała zadać kolejne pytanie, kiedy nadszedł potężny podmuch wiatru. Drzewa pod jego wpływem pochyliły się, wyglądając przy tym, jakby oddawały komuś pokłon. Po chwili za Sedem wylądowało ogromne smoczysko z szramą na lewym oku. Mężczyzna gwałtownie się odwrócił, natomiast Aries schowała miecz i pobiegła w stronę stworzenia.
- Reedus! Ty latasz! - krzyknęła, wskakując mu na grzbiet. - Resztę wyjaśnimy sobie przy Saristay! - rzuciła, dając smoku sygnał do startu, kiedy usłyszała głos niebieskookiego:
- Czekaj! Powiedz nam swoje imię!
- Może kiedyś się dowiesz! - Reedus nie czekając na odpowiedz wzbił się w powietrze. Bracia przyglądali sie z podziwem wielkiemu, pięknemu smokowi.
- Widziałeś to?! Smok! Prawdziwy smok! Jeszcze… Ona mówiła mu po imieniu! - podekscytował się Sed.
- Prawda, piękne stworzenie. Jednak ta dziewczyna jest zbyt stanowcza i nie posiada kultury, o uprzejmości już się nie wspominając! - oburzył się Seev - W takim razie dlaczego Saria z nią trzyma?
- Dramatyzujesz, brachu! To wszystko dlatego, że dostałeś baty od dziewczyny! - zaśmiał się szyderczo czarnowłosy i poklepał brata po ramieniu. Paladyn zignorował wypowiedź Seda i ruszył w stronę obozu.
         Aries nie pamiętała już, jakie to wspaniałe uczucie latać z Reedusem. Tęskniła za tym. Czas, jaki spędziły na wędrowaniu przez pustynię wydawał się jej dłuższy, niż miesiąc, a nawet rok. Nagle przypomniał jej się Kais.
- Reedus, lecimy do obozu, muszę porozmawiać z Saristay - przesłała smokowi. Reedi przytaknął i skierował sie ku dole. Dziewczyny nie trzeba było nawet ostrzegać, gdyż nauczyła się latać na wyczucie już, gdy miała zaledwie jedenaście lat. Dobrze wiedziała jak się pochylić, żeby ze smoka nie spaść. Po chwili znaleźli się nad obozowiskiem. Saristay i Farion już nie spali. Półelfka rozmawiała z braćmi, a wilk patrzył na nich z uwagą. Po chwili cała czwórka spojrzała na lądujących. Aries zeskoczyła z Reedusa i ruszyła w stronę ogniska. Natomiast smoczysko zmniejszyło się. Było teraz trochę większe od niedźwiedzia.
- Aries! Reedus! Żyjecie! - krzyknęła Saris i zaczęła biec w stronę przyjaciół. Dopadła błękitnowłosą i uścisnęła ją z całych sił.
- Okej… Przeżyłam… Z tym szczegółem… Że zaraz się… Uduszę! – wydukała Łowczyni, połykając resztki powietrza.
- Przepraszam! - Dziewczyna puściła towarzyszkę i uniosła ręce. - Po prostu cieszę się, że nic ci nie jest.
- Nic, a teraz do rzeczy… - Aries nie dokończyła, ponieważ Saristay pociągnęła ją za rękę i zaprowadziła do mężczyzn.
- To jest Seev, a to Sed! - Wskazała na każdego z osobna. - Moi przyjaciele z dzieciństwa. A to jest… - Aries przyłożyła rękę do ust dziewczyny, natomiast Seev położył rękę na głowicy miecza.
- Jeżeli będę chciała, to powiem - powiedziała przez zęby i puściła ją. - A po za tym, poznałam ich już. Co chcesz z nimi zrobić? Nawet nie umieją się bić. Ty spokojnie byś ich pokonała, a o sobie chyba nie muszę wspominać.
Seev już otwierał usta, kiedy przeszkodziła mu Sari:
- Tu się mylisz! Seev jest paladynem, a Sed walczącym jasnowidzem. Są niesamowici!
- To wyjaśnia wasz dziwny ubiór - odparła Aries, mierząc ich wzrokiem. - Skoro twierdzisz, że są tacy wspaniali, to zawalczę z paladynem. Z ich wcześniejszej rozmowy wiem, że jest silniejszy - dodała i wyciągnęła ISTARĘ z pochwy.
- Z przyjemnością! Przynajmniej odpłacę się za wcześniejsze groźby - odparł Seev, podchodząc do dziewczyny.
- Czekajcie! - wtrąciła Saristay - Czy nie ma innego sposobu na złagodzenie konfliktu? - spytała.
- Spokojnie, nie zabiję go. W końcu jest twoim przyjacielem, a ty jesteś moim towarzyszem. Nie zabiję nikogo, na komu ci zależy. Dlatego ten baran, Dante jeszcze żyje! - zapewniła ją poprawiając zbroję na nogach. Seev nie odezwał się, tylko przygotował do walki. Po chwili dziewczyna wyprostowała się i podeszła w stronę paladyna. Mężczyzna zdziwił się, że w jego przeciwniczce nie było widać ani krzty uczucia. Aries zamachnęła się i zadała potężny cios. Seev z trudnością zablokował uderzenie. Półelfka nie miała zamiaru dać mu wygrać, więc zaatakowała po raz kolejny i kolejny z równą siłą. Paladynowi całkiem dobrze poszło odpieranie ciosów. W pewnym momencie nadarzyła się okazja. Dziewczyna się odsłoniła. Seev szybkim ruchem skierował miecz w odsłonięte miejsce. Na próżno. Aries sparowała atak i odepchnęła paladyna. Cofnął się o kilka metrów i potknął się o wystający korzeń. Upadł do tyłu.
- Całkiem nieźle. Nie jesteś taki zły, jak mi się wydawało – rzekła półelfka, chowając ISTARĘ. Podeszła i wyciągnęła do niego rękę.
- Jestem Aries, a to jest Reedus, mój smok. - Wskazała na Reediego.
- Miło mi. - Smok wysłał wiadomość tak, żeby każdy usłyszał.
- Dlaczego usłyszałem czyjś głos w głowie? - zapytał zdumiony Sed.
- Tak rozmawiamy. Reedus nauczył mnie tego jak byłam dzieckiem. Ponoć tak komunikują się magiczne stworzenia – rzekła takim samym sposobem jak smoczysko.
- To jest niesamowite! Myślałem, że tylko Farion i zwierzęta zaczarowane przez elfy tak potrafią. Nie myślałem, że smoki, a tym bardziej ludzie! Znaczy się słyszałem kiedyś, że widziano, jak jakiś Łowca Smoków wyglądał jakby rozmawiał z tym stworzeniem! Jednak nie wierzyłem w to! Myliłem się – odezwał się ponownie, podekscytowany Sed.
- Sed… Ona jest tym Łowcą Smoków. Dokładniej to Łowczynią. Jakich ty plotek słuchasz, że nie wiesz, że to kobieta? – powiedziała Saristay, klepiąc przyjaciela po ramieniu.
- Poważnie?! To on… Znaczy ona! To ona w ogóle istnieje? – zapytał zdziwiony.
- Ekhem! Tak. W dodatku stoję obok! – przerwała zirytowana Aries. – Saristay, ja już żyłam nadzieją, że są mądrzejsi niż ten idiota i jego demonica od siedmiu boleści!
- Aries, proszę, nie mów tak… Nie jest przecież tak źle – odparła Sari.
- Ja… Przepraszam! Po prostu za dużo wrażeń, legend, które stały się nagle prawdą… Sam fakt spotkania Saristay na pustyni mnie zaskoczył – wytłumaczył się Sed. – Możesz mi przypomnieć swoje imię? Wybacz, ale kiedy je mówiłaś byłem zapatrzony w smoka – dodał ze wstydliwym uśmiechem.
- Aries. Więcej razy nie powtórzę.
- Zaraz… Aries? Czy ja gdzieś nie słyszałem już tego imienia? – zapytał nagle Seev, zamyślając się.
- Pewnie słyszałeś w plotkach o Łowczyni Smoków – powiedziała Saristay. Seev jednak nie odpowiedział, tylko zmarszczył czoło.
- Za chwilę zajdzie słońce, radzę coś zjeść i położyć się w bezpiecznym miejscu spać – rzekła Aries. – Jutro wyruszamy na poszukiwanie naszego towarzysza Kaisa – dodała.
- Kaisa? Kto to? – zapytał Seev. – To imię też skądś kojarzę.
- Jest to nasz przyjaciel. Niziołek, całkiem silny wbrew pozorom – powiedziała Saristay, uśmiechając się. – Wiecie jak dojść stąd do Gildii Magów, prawda? Czeka tam na nas.
- Oczywiście Saristino – stwierdził paladyn, odwzajemniając uśmiech. – Ale to dość daleko, więc Łowczyni ma rację, że powinniśmy ruszyć już jutro. Dlatego pokroiliśmy już dzika.
- Zaraz, chcecie tu spać?! – krzyknęła nagle Aries.
- Tak, przy ognisku. Dlaczego nie? – zapytała zdezorientowana Saris.
- Bo… Lepiej byłoby w jaskini… Nawet wolałabym tam spać…
- Wcześniej ci to jakoś nie przeszkadzało.
- Dobrze, więc będę spać z wami. Ochrona się przyda – odparła zakłopotana Aries. Saristay chciała coś dodać, ale zrezygnowała, widząc wzrok przyjaciółki. Wszyscy usiedli przy ognisku. Nawet nie zauważyli, kiedy już się ściemniło. Drużyna zjadła upieczonego zwierzaka ze smakiem. Reedus i Farion leżeli obok siebie na uboczu, zjadając surowego jelenia, którego złapał dla nich smok. Po posiłku przygotowali się do snu.
- Może… Opowiecie, co się z wami działo przez ten cały czas? – przerwała ciszę Saristay.
- Nie ma sprawy. Jeśli cię to ciekawi. Zacznijmy może od samego początku, bo Aries nic o nas nie wie – odparł Sed. – Urodziliśmy się w zwykłej wiosce, nie znającej niczego po za nią i ludźmi tam mieszkającymi. Nie znano tam magii, magicznych stworzeń, a nawet zwykłych walk! Było tam przeraźliwie miło i nudno. Jednak w pewnym czasie, w dość cenionej rodzinie przyszli na świat bliźniacy. Już dziwne było to, że ten odrobinę młodszy brat, czyli ja, tak jakbyś nie wiedziała – Sed uśmiechnął się do Aries, następnie kontynuując – Miał zupełnie inne włosy i oczy niż jego brat, choć tę samą twarz. Dlatego ludzie od początku uważali nas za wybryki natury, bo byliśmy czymś dziwnym, niespotykanym… nowym. W rezultacie rodzice postanowili nas odseparować, toteż mieszkaliśmy kawałek od wioski. Tam dorastaliśmy w spokoju. Seev od najmłodszych lat używał patyków do bicia mnie, czasem nawet małych drzewek. Od początku był wojownikiem. Rodziców to przerażało. Natomiast ja miewałem wizje już od drugiego roku życia.  Myślano, że jestem słaby i mdleję, ale ja przy tym mówiłem i przepowiadałem, co się stanie w przyszłości z wioską. Oczywiście moje przepowiednie się sprawdzały. W późniejszym czasie Seev spotkał paladyna. Przechodził on przez naszą wioskę, choć to nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Co najlepsze, ja to przepowiedziałem. Mojego braya zaintrygowała broń wędrowca. Paladyn podarował mu sztylet i kazał trenować, a ja miałem nauczyć się panować nad wizjami. To dało nam do myślenia. Zaczęliśmy codziennie trenować, mówiąc, że to tylko „zabawa”. Mieliśmy zaledwie pięć lat. Pół roku później poznaliśmy Saristay. W jakiś sposób przyplątała się na nasz trening, nie pamiętam szczegółów. Wtedy się zaprzyjaźniliśmy. Razem trenowaliśmy i wygłupialiśmy się. Trwało to jakieś… hm… Osiem lat? Potem kontakt się urwał, a my kontynuowaliśmy w samotności.
- Przepraszam, że zostawiłam was bez słowa pożegnania, ale nagle musiałam wyruszyć – przerwała Sara.
- Nic się nie stało – wtrącił Seev.
- Dokładnie – potwierdził Sed. - Wracając do opowieści, gdy mieliśmy siedemnaście lat nasi rodzice umarli. Jak wiesz byli w bardzo podeszłym wieku już jak ich poznałaś – zwrócił się do Sari, a ona mu przytaknęła. – Gdy tylko pogrzeb się skończył, zostaliśmy wyrzuceni z wioski. W końcu mogli się nas pozbyć. Nie przejęliśmy się tym za bardzo, ponieważ sami też chcieliśmy wyruszyć w podróż. I na tym kończy się nasza historia.
- Przykro mi, że zostaliście wyrzuceni – powiedziała Saristay.
- Nie martw się. Dzięki twojemu dobremu słowu, uwierzyliśmy, że bycie innym wcale nie znaczy być gorszym – powiedział paladyn, spoglądając na półelfkę z lekkim uśmiechem. – Ale nie powiedziałaś nam dlaczego musiałaś wtedy wyruszyć.
- Ach, no… To pewna dziwna sytuacja… Chyba nie chcecie o tym słuchać – zaczęła zakłopotana Saristay.
- Też jestem ciekawa – powiedziała Aries, patrząc uważnie na towarzyszkę. Półelfka westchnęła ciężko.
- Widzicie, elfy, które mną się zajmowały, powiedziały, że jestem poszukiwana przez Wysokie Elfy.
- Kogo? – zapytał Reedus, podnosząc swój pysk z łap.
- Wysokie Elfy. Można to uznać za osobną rasę Nemaneth, czyli elfów. Nieliczni wśród Nemaneth mogą porozumiewać się ze zwierzętami. Zdarzają się  również przypadki, gdy magiczne zwierze da swemu dobroczyńcy jakąś zdolność. Przez takie zdolności, elfy te zostały nazwane Zellis, w waszym języku „obdarowani”. Po kilku takich „prezentach” Zellis założyli swój krąg, nazywany również klanem, ugrupowaniem. Po jakimś czasie ludzie zaczęli na nich mówić, iż są półbogami, więc nazwano ich Wysokimi Elfami. Nie wiem, czego ode mnie chcieli, lecz stwierdziłam, że wolę się z nimi nie spotykać. Kiedy powiedziano mi, że ich delegacja ma przyjechać na następny dzień, szybko się spakowałam i wyruszyłam w podróż. Od tego czasu chodzę po świecie z nadzieją, że spotka mnie jakaś przygoda, a oni mnie nie odnajdą.
- Zaskakujące, że nawet ty masz coś do ukrycia… - stwierdziła Aries, przeciągając się na ziemi.
- Takie życie – stwierdziła półelfka, uśmiechając się. – Lecz teraz lepiej idźmy już spać.
         Nazajutrz Seev wstał pierwszy i poszedł po wodę. Przy okazji pozbierał kilka jadalnych roślin, aby zrobić z nich dość dobre i sycące śniadanie. Przy posiłku Aries zapytała nowych towarzyszy:
- Ile zajmie nam podróż do Gildii?
- Będą z trzy dni – odpowiedział jej Seev. Łowczyni westchnęła i wróciła do jedzenia. Po jakiejś godzinie sprzątnęli ślady po swoim obozie i ruszyli w podróż. Dwójka mężczyzn szła przodem przedzierając ścieżkę przez gęsty las. Półelfki szły kilka metrów za nimi.
- Saristay, jesteś pewna, że im ufasz? – zapytała Aries towarzyszkę.
- Oczywiście. To moi przyjaciele. Wiem, że może być ci trudno im zaufać.
- I to jak… - mruknęła pod nosem Łowczyni.
- Ale Aries… - Saristay coś nagle tknęło. – Kiedy mnie zaczęłaś ufać? I uważać za towarzysza. W sumie jest to dosyć zaskakujące, po tym jak broniłaś się przed dołączeniem do drużyny.
- Co? Ja wcale…
- W dodatku wcale nie sprzeciwiłaś się, gdy cię przytuliłam, tak jak za pierwszym razem. Teraz przeszkadzało ci tylko to, że się dusisz.
- To… To wcale nie jest…
- W sumie Aries, ona ma rację. Stałaś się o wiele milsza i widać, że zależy ci, aby Saristay była bezpieczna – wtrącił się Reedus, mówiąc tylko do swojej przyjaciółki. – Słyszałem jak groziłaś tym braciom. Słychać było, że uznajesz Saristay za swoją równą towarzyszkę.
- CO?! Reedus! Wydaje ci się! – zawołała Aries w myślach. Po chwili dodała na głos – Wam wszystkim się wydaje!
Na to bracia obrócili się równocześnie.
- Co nam się wydaje? – zapytał Sed.
- Nic – powiedziała cicho Łowczyni. – Idźcie do tyłu. Teraz Reedi pójdzie z przodu, lepiej mu idzie przedzieranie ścieżek.
Przez następne dwa dni podróży ani Saristay, ani Reedus więcej nie poruszali sprawy powolnej zmiany Aries. Ona sama ignorowała, to co się działo. Zauważyła owszem, że Sara jest teraz dla niej prawie tak ważna jak Reedi oraz, że jeśli będzie musiała, to obroni tę dziewczynę. Seev i Sed dotrzymywali dziewczynom towarzystwa i wzięli sobie za cel niedopuszczenie do tego, aby półelfki musiały się czymś zbytnio martwić. Paladyn z czarującą galanterią opowiadał różne zabawne historie związane z walkami w których brał udział, a Sed od czasu do czasu ubarwiał je szczegółami dotyczącymi ogólnej podróży. Razem udawało im się rozśmieszyć Saristay, a Aries od czasu do czasu uśmiechała się półgębkiem. W końcu, w południe trzeciego dnia podróży, znaleźli się niedaleko Gildii Magów. Okolicę rozpoznali po tym, że nie spotykali już żadnych zwierząt, tylko z daleka słychać było śpiewające ptaki. Szli przed siebie spokojnym marszem, kiedy nagle Farion się zatrzymał.
- Co się stało, kochany? – zapytała Sara, rozglądając się czujnie.
- Mam wrażenie, że ktoś jest u góry. Nie wiem kto to, ale czuję jego magię i obecność.
- Co mówi? – zapytał Seev, przygotowując się do walki.
- Myśli, że ktoś jest u góry. Tylko kto to może być… - Półelfka podniosła wzrok, starając się dojrzeć cokolwiek na najwyższych konarach drzew. Nie udało jej się. Dziwny cień, niczym mgła zasłonił wszystko. Niespodziewanie towarzysze usłyszeli szelest nad sobą. Był zbyt głośny, aby mógł go zrobić ptak. Aries wyprostowała się, będąc gotowa do walki. Reedus wyszczerzył ogromne kły.
- Hej! Spokojnie dziewczyny! To tylko ja! – nagle z góry odezwał się głos. Drużyna spojrzała nad siebie. Z koron drzew zaczęła spadać mała postać rudego niziołka. Saristay, widząc to, krzyknęła:
- Kais! Uważaj! Coś sobie zrobisz!
Jednak Kais nic sobie z tego nie zrobił. Robiąc trzy obroty w powietrzu, lekko spadł na ziemię, stając na równe nogi. Po jednym z drzew zbiegła mała czarna małpka i odbijając się mocno od pnia, wskoczyła na jego ramię.
- Ty jesteś towarzyszem Saristay i Aries? Naprawdę? – zapytał zaskoczony Sed.
- Owszem. A wy? Jestem przyjacielem dziewczyn, więc je znam, ale was nie pamiętam. No i gdzie Dante?
Saristay spojrzała na ziemię, odrobinę markotniejąc. Na pytanie Kaisa odpowiedziała Aries:
- Ten nieszczęsny idiota został omotany przez demonicę, która chciała zaprowadzić go do Ingostu. Nie wiemy co się z nim stało, znikł przed wielką bramą z siedmioma schodami. Zostało po nim tylko to. Chcę ci tym zapłacić, ponieważ nie mam zamiaru brać na siebie długów tego głąba. – Wyciągnęła medalion z jednego ze swoich mieszków. Niziołek obejrzał go i oddał półelfce.
- Nie mogę go wziąć. Teraz to widzę. Jednak ten ponowny trening w Gildii, przez który musiałem wykorzystać całą moc, na coś się przydał. Moje umiejętności są większe. Ten medalion jest pieczęcią. Słowa, które są tu zapisane, to zaklęcie wiążące moc demoniczną Dantego.
- Co? O czym ty mówisz? – zapytała Aries, przyglądając się medalionowi.
- „Erit tibi ante lobortis qui capti”, oznacza, “Ty, który jesteś uwięziony, będziesz służył temu, który cię więzi”. Sądzę, że odnosi się to do demona wewnątrz Dantego. To dlatego wtedy mówił dwoma głosami, Saristay. Demon-więzień został uwolniony.
- Rozumiem… Musimy mu to oddać! Co jeśli znów oszaleje? – zawołała strwożona Saristay.
- Wątpię. Jeśli mówicie prawdę o demonicy, to prawdopodobnie ona już nim się zajęła i zaprowadziła go do Ingostu. Tam jego demoniczna natura nie wyrządzi krzywdy.
- Przepraszam, że przerywam wam interesującą rozmowę, ale kim jest Dante? – zapytał w końcu Seev. – I dlaczego byłeś w Gildii na treningu? – zwrócił się do Kaisa.
- Oj, wybaczcie panowie. Wiem, zająłem wam wasze wybranki, przez co przestały zwracać na was uwagę. A nawet nie wiecie jak się nazywam.
- Co? Zaraz, o jakich wybrankach mówisz? – zapytał szybko Aries. Kais zignorował półelfkę.
- Nazywam się Kais Yerkew i jestem najsilniejszym Magiem Żywiołów w tutejszej Gildii Magów. – Niziołek wyciągnął dłoń do każdego z mężczyzn. – A was jak zwą?
- Jestem Sed, a to Seev. Trudno uwierzyć, że jesteś magiem. Gdzie twoja szata? Magowie się przecież nią szczycą. Słyszałem też, że ona pozwala zwiększyć też swoją moc magiczną. – Jasnowidz uścisnął mocno dłoń chłopaka.
- Ach… Tak, też o tym słyszałem. Jednak gdybyś zobaczył szatę mojego filaru, to byś zrozumiał, dlaczego nie mam jej na sobie.
- To zaszczyt poznać najsilniejszego tutejszego Maga Żywiołów, który jest również przyjacielem Saristay, nawet jeśli to niziołek – powiedział poważnie Seev.
- Mi też cię miło poznać paladynie Seevie. A wracając do pytania kim jest Dante, to odejdźmy lepiej od Gildii, bo to dłuższa opowieść. Dziwię się, że Aries i Saris nie powiedziały wam tego.
- Czekaj. Dlaczego musimy stąd iść? – zapytała Aries. – Przecież jeśli się tu zatrzymamy, to będzie nawet bezpieczniej.
- Aries, myślałem, że to zauważyłaś, gdy was zaklęcie zmusiło wtedy do snu.
- Co?
- Słuchaj, nie możemy tu zostać, ponieważ każdego wieczora wokół Gildii rzucane jest zaklęcie, które sprawia, że wszyscy po za jej murami zasypiają. Dzięki temu Akano może skontrolować, kto się zbliżył do budynku i w razie czego go albo zaatakować, albo przenieść gdzieś dalej. Lub zostawić, jeśli nie jest to nikt groźny.
- Ciekawe… To dlatego wtedy zasnąłem, zamiast pozostać na straży - powiedział Farion do Sary.
- Dobra, to chodźmy – zarządziła Łowczyni. – Im szybciej się oddalimy tym szybciej oni dowiedzą się, kto to Dante, a my podejmiemy decyzję co dalej.
Drużyna ruszyła na wschód. Po około dwóch godzinach, niziołek zatrzymał się.
- Tutaj jest idealnie – zawołał zadowolony. – W tym miejscu kończy się zasięg zaklęcia, ale nasze plecy będzie ono osłaniać. Przygotuję obozowisko, a niech ktoś z was pójdzie na polowanie. W ten sposób od razu przygotujemy sobie miejsce na noc.
Aries rozejrzała się niepewnie. Byli dokładnie w środku lasu, na niewielkiej polanie. To miejsce nie wydawało się bezpieczne.
- Aries, bez obaw. Kais mówi prawdę. Tutaj rzeczywiście kończy się zaklęcie Gildii. Idźmy na polowanie i przestań się martwić.
- Skoro tak mówisz.
Aries poszła z Reedusem na polowanie. Saristay zajęła się poszukiwaniem drewna na opał, a dwójka braci ruszyła na poszukiwanie wody. Kais za to przygotował miejsce na obóz. Swoją magią wyrównał teren i usunął co większe kamienie. Przywołując Magią Ziemi trzy wielkie kłody, ustawił je koło siebie. Na środku przygotował miejsce na ognisko. Na uboczu ułożył z grubej warstwy miękkich liści miejsce do spania. Wieczorem drużyna ponownie się zebrała i zajęła pieczeniem jedzenia. Wtedy Kais postanowił, na wprowadzenie braci do historii związanej z Dante.
- Pytaliście mnie kim jest Dante. No to wam powiem. Jest to półdemon, którego ojciec to władca demonów. Mężczyzna ten, jak ostatni raz go widziałem, miał problem z opanowaniem swojej uśpionej mocy, którą posługiwał się uwięziony przez medalion wewnętrzny demon. No i to chyba tylko tyle.
- Tylko? – zapytał zszokowany Sed. – To dość dużo.
- Wcale nie, szczególnie, że od razu po pierwszym spotkaniu ten niby wielki półdemon okazuje się być ogromnym głąbem – stwierdziła Aries.
- No cóż, nie można mieć wszystkiego – zaśmiał się Kais. Gabo zawtórował mu.
- No to co teraz, Kais? – zapytała Saristay. – Mówiłeś, że Dante pewnie jest w Ingost. W takim razie co mamy zrobić? Chcesz odejść?
- Wiesz, całkiem cię polubiłem. Tak samo Fariona i Reedusa. Chciałbym z wami zostać. Wybacz Aries, lecz ciebie z trudem przestałem się bać.
- I tak miało być – powiedziała chłodno dziewczyna.
- No jasne. W każdym razie, chciałbym zostać w naszej drużynie i kontynuować wspólną podróż. Co wy na to?
- Czemu nie? – Sara wzruszyła ramionami. – Miło jest podróżować w towarzystwie. A ty co sądzisz Aries?
Łowczyni nie odpowiedziała, tylko zaczęła wpatrywać się w ogień. W myślach kłóciła się z Reedusem. Próbowała przekonać smoka do odejścia, jednak miał on bardzo mocne argumenty, które przemawiały za tym, żeby zostali. Towarzysze czekali na odpowiedź półelfki.
- Ale Reedus, jeśli z nimi zostaniemy, to nie będziemy mogli pomagać smokom!
- Od kiedy to? Sama postawiłaś warunek dotyczący tego, że będziesz mogła w każdej chwili odejść. Sądzę, że w ratowaniu smoków mogą nawet pomóc.
- Skąd wiesz? Co jeśli będą chcieli je zabić?
- Czy ty masz nadzieję, że jestem głupi? Myślisz, że Saristay będzie chciała zabić smoka, jeśli będzie wiedziała, że próbujesz go uratować?
- To… Ale przecież drużyna tylko utrudnia poszukiwania. Musimy chodzić pieszo!
- Co wcale nie znaczy, że nie wyczujemy zagrożonego smoka. Ja czuję każdego. To, że żaden w ostatnim czasie nie był w niebezpieczeństwie, wcale nie oznacza, że go nie wyczuję.
- Ale…
- Koniec! Zostajemy. Wiem, że ty tylko udajesz, że nie chcesz z nimi podróżować. Po prostu boisz się, że odkryją jaka naprawdę jesteś. Że dowiedzą się jak się zachowywałaś, gdy byłaś młodsza. Proszę nie skazuj nas na ponowną samotność. Dobrze wiem, że polubiłaś podróżowanie z innymi. Jak ich opuścimy, to znowu się w sobie zamkniesz, tylko tym razem bardziej. – Reedus zamilkł, uważając kłótnię za skończoną. Łowczyni westchnęła.
- Najwyraźniej zostaję wraz z wami – powiedziała, patrząc z wyrzutem na smoka. Reedi udawał, że jest niezwykle zainteresowany pieczącym się mięsem.
- To wspaniale. Możemy do was dołączyć? – zapytał Sed.
- Raczej tak. Im nas więcej tym weselej, nieprawdaż? – stwierdziła Sara z uśmiechem. – Skoro tak to wygląda, to może opowiedzmy każdy coś o sobie. Twierdzę, że to pomoże każdemu z nas, aby zrozumiał innych.
- W takim razie zacznij – powiedział przekornie Kais. – W końcu ja sam nie wiem o was praktycznie nic.
- Och… - Saristay uciekła wzrokiem w bok. – Znaczy…
- Saris, jeśli nie chcesz, to się nie zmuszaj. Kais i Aries nie muszą znać historii o twoich rodzicach.
- Nie Farion – powiedziała półeflka głośno. – Podjęłam teraz decyzję, że chcę podróżować z drużyną. A to oznacza, że powinni znać wydarzenia, które mogą wpłynąć na to, jak się zachowam w niektórych sytuacjach.
Saristay wyprostowała się i ze spokojem opowiedziała o swoich rodzicach. Tym razem nie było jej aż tak smutno. Wydawało jej się, że osoby, które wysłuchiwały opowieści dobrze rozumiały co musi teraz czuć, więc nie czuła się już tak osamotniona. Kiedy patrzyła na Aries, widziała, że dziewczyna dokładnie wie o czym półelfka mówi. Przez to Sara zupełnie zapomniała o medalionie, a o swojej siostrze wspomniała tylko mimochodem. Kiedy skończyła zapadła cisza.
- Twoja historia… Nie była najweselsza – powiedział Kais. – Jednak cieszę się, że to opowiedziałaś. Dzięki temu jesteś nam bliższa. A teraz zróbmy przerwę i coś zjedzmy! – zawołał nagle, niszcząc całą przygnębiającą atmosferę.
Po posiłku, każdy członek drużyny był o wiele bardziej rozluźniony, temu Kais, podjął decyzję, aby zapytać o przeszłość Aries.
- Aries, a twoja historia? Nie uwierzę, że nie masz.
- Nie twój interes! – odparła półelfka zimno.
- Właśnie! Nawet ja nie znam twojej przeszłości – powiedziała Sari.
- Nie powinno to nikogo obchodzić!
- Aries, opowiedz im, są zaufani. Może słyszeli o zabójcy mentora? – powiedział Reedus do dziewczyny.
 - Myślisz…? – odesłała Łowczyni, nie starając się nawet ukryć cienia nadziei.
- Zawsze można spróbować… - dodał smok.
- Aries, proszę. Wiesz już całkiem sporo o przeszłości każdego z nas, ale my nie wiemy nic o twojej – namawiała łuczniczka.
Łowczyni przewróciła znacząco oczami i westchnęła.
- Więc dobrze. Opowiem to, co pamiętam z przeszłości. Jestem sierotą. Tak przynajmniej to wygląda. W życiu, tak naprawdę miałam tylko dwóch członków rodziny. Jednym z nich jest Reedus. Drugim był Atakai, mój mentor. To właśnie jemu zawdzięczam, to co teraz umiem. Opowiadał mi, że gdy miałam zaledwie roczek moich rodziców ktoś zabił. Mentor znalazł mnie  i wychował jak własną córkę. Uczył mnie wszystkiego co jest potrzebne. Był dla mnie największym i najwspanialszym człowiekiem tego świata. Kiedy skończyłam pięć lat podarował mi małego czerwonego smoczka – opowiadała z kamienną miną Aries.
- W tamtych czasach uśmiechała się, śmiała i żartowała cały czas – przerwał Reedus monotonną opowieść dziewczyny.
- Takich szczegółów nie muszą znać! – krzyknęła Łowczyni. Po chwili uspokoiła się i wróciła do opowieści – Więc, owszem wszystko było pięknie i ładnie. Do czasu… Pewnego dnia, dokładniej w moje jedenaste urodziny ktoś zaatakował nasz drewniany domek. Akurat bawiłam się z Reedim w środku. Mentor wbiegł do nas i krzyknął: „Reedus, złap Aries i lećcie wysoko w góry! JUŻ!” W tym właśnie momencie Reedi złapał mnie, powiększył się do rozmiarów człowieka, bo taki był wtedy największy i wyleciał. Cały czas krzyczałam. Widziałam jak mentor z kimś walczy. Jednak niespodziewanie wszystko zniknęło. Kiedy się obudziłam byłam w jaskini wraz z ISTARĄ i Reedusem. Nikogo i niczego więcej nie było. Po tych wydarzeniach zaczęłam trenować, a w wieku trzynastu lat, już ratowałam smoki.
- Ratowałaś? Słyszałem, że zabijałaś – przerwał Sed.
- Nie. Nienawidzę tytułu „Łowczyni Smoków”, czy też „Zabójcy Smoków”. Są one kłamstwem. Moim celem zawsze było dostanie się do umysłu wahającego się nad dobrem i złem smoka, i przestawienie go na dobrą stronę. Jednak gdy się nie udawało musiałam je zabijać, nie miałam wyjścia. Były zbytnim zagrożeniem dla wszystkich stworzeń. Dlatego mam ten tytuł. To już wszystko. Wystarczy?
- Tak, w zupełności – rzekł Seev.
- Zaraz, zaraz…- powiedział Kais. – Mówiłaś, że jak nazywał się twój mentor?
- Atakai. A co? – W głębi duszy Aries zakiełkowała nadzieja.
- A nic, nic. Kiedy miałem dwadzieścia lat i byłem w Gildii Złodziei, jeden z moich przyjaciół się tak nazywał.
- Naprawdę? – Nadzieja półelfki, szybko zgasła. Jednak szybko Aries zainteresowała się czymś innym. – Ach! No tak. Gildia Złodziei. Od pewnego czasu mnie to zastanawia. Czym ona jest? Słyszałam, że nazwa to tylko taka zmyłka.
Kais uśmiechnął się pod nosem. W jego oczach błysnęły niebezpieczne ogniki, które szybko znikły. Gabo, widząc je, szybko schował się w futrze Fariona.
- Chcecie usłyszeć moją historię życia, kiedy uczestniczyłem w Gildii Złodziei? – zapytał cicho.
- Tak… Jeśli chciałbyś ją opowiedzieć – powiedziała niepewnie Saristay.
- W takim razie słuchaj Aries. Interesuje cię to, czym jest Gildia Złodziei. Plotki mają rację w kwestii tego, że nazwa to pewna zmyłka, choć oczywiście członków można wynająć do kradzieży. Zajmujemy się jednak czymś o wiele bardziej subtelnym i ciekawszym. – W dłoniach niziołka pojawił się sztylet ze zdobioną rękojeścią. Mag zaczął się nim bawić. – Gildia Złodziei to Gildia Zabójców Cienia.
- Co?! – zawołał Seev. -  To niemożliwe! Zabójcy Cienia zostali wybici sto lat temu, w trakcie wojny z demonami!
- Kim są Zabójcy Cienia? – zapytała zaintrygowana Aries.
- Zabójcy Cienia to ludzie do wynajęcia. Mogą zabić kogo chcesz i też w taki sposób jaki zechcesz. Mogą otruć, udusić, przebić serce sztyletem. Jeśli sobie zażyczysz, to zostawią ślady, które będą wskazywać na kogo chcesz.
- Niesamowite… – szepnęła Łowczyni.
- Ich umiejętności są idealne. Szereg testów na prawdziwego Zabójcę Cienia dokładnie sprawdza twoje kwalifikacje. Każdy jest oczywiście śmiertelnym zagrożeniem. Nie ma niejednoznacznych testów. Umierasz albo nie. Teraz oczywiście testy na członka Gildii Złodziei obejmują również sztuki złodziejskie, które są w nazwie. Jednak to sprawia, że są oni jeszcze bardziej niebezpieczni.
- Mówiłeś, że twoi rodzice chcieli abyś nim się stał – powiedziała cicho Saristay.
- Tak, nadawałem się do tego idealnie. Na swoje szczęście nie zostałem całkowitym członkiem. Inaczej żyłbym w ukryciu, dostając zadania od wyższych ode mnie rangą. A jestem przecież wolnym magiem. Akano miał szczęście, kiedy mnie spotkał. Byłem wtedy właśnie tuż przed ostatecznym testem. Przeżyłem ja, Atakai, jeden elf i magiczny stwór, którego tożsamości do teraz nie znam. Mógł być cieniem, nie wiem. Zawsze chodził w szacie, która zasłaniała wszystko. Wracając do mojego mistrza, udało mu się mnie przekonać o tym, że magia  istnieje, a ja sam zdecydowałem się jej uczyć. Kiedy oznajmiłem tę informację swoim rodzicom, chcieli mnie zabić.
- Co?! – zawołali w trójkę Seev, Sed i Sara.
- Znaczy, nie powiedzieli tego wprost, ale widziałem to w ich oczach. Temu postanowiłem jak najszybciej zwiać z rodzinnej wioski. To jednak nie pomogło. Kiedy skończyłem trzyletnią naukę magii w Gildii, wyruszyłem na samotną wędrówkę, aby zwiększać swoją moc magiczną. Wtedy to spotkałem Zabójcę Cienia, który miał mnie zgładzić.
- I co? – zapytała Aries, będąc coraz bardziej zaintrygowana opowieścią.
- To jego sztylet – stwierdził beztrosko Kais.
- Co? Niemożliwe, słyszałem, że Zabójcy Cienia nigdy nie rozstają się ze swoją bronią, którą dostali po przejściu ostatniego testu. Chyba, że… - Sed przerwał wpatrując się w niziołka szeroko otwartymi oczami. – Zabiłeś go? – zapytał cicho.
Zapadła pełna napięcia cisza. Mag wpatrywał się w oczy każdego z drużyny. Trwało to kilka minut, aż wreszcie Kais roześmiał się głośno:
- Nie! No co ty! Ich nie da się zabić, jeśli przeszli ostatni test. Kłamałem. Ja tylko go pokonałem.
- Zaraz, co ty mówisz? Pokonałeś członka tej Gildii? – zapytała szybko Aries.
- Tak. W ten sposób przeszedłem ostatni test. Ten sztylet jest całkowicie mój. Dostałem go od Atakaia.
- Chyba się pogubiłem. To w końcu jesteś członkiem Gildii Złodziei, czy nie? – zapytał Reedus.
- Nieoficjalnym. Nie można służyć w dwóch Gildiach naraz. Jednak zostałem do niej przyłączony. W ten sposób mogę zachować swoje życie i nie muszę się kryć przed jej członkami. Bo wiecie, znam prawie wszystkie ich tajemnice. To nie jest dla nich bezpieczne.
- W takim razie dlaczego nam to mówisz? – spytał Farion.
- Bo Aries pytała. Wracając do Atakaia, to widywałem się z nim od czasu do czasu, ale od koło dziesięciu lat się do mnie odzywał. Twoja opowieść Aries mi go przypomniała. Całkiem ciekawy przypadek, że twój mentor i on nazywali się tak samo, prawda?
- Tak… - szepnęła cicho Aries. – Ale zaraz! Czyli z twojej opowieści wynika, że zabójcy mojego mentora mogli być z Gildii Złodziei!
- Owszem, to możliwe. Tak samo sądzę, że Gildia mogła maczać palce w zabójstwie rodziców Saristay. Jednak nie sądzę, że jest to bardzo prawdopodobne. Gildia nigdy nie daje zbiec świadkom.
- Twoja historia nie była zbyt dobrą opowieścią do snu… - powiedziała Saristay.
- Och, weź przestań. Nie obawiaj się, w grupie jesteś bezpieczna – powiedział Kais. Sztylet znikł z jego dłoni nie wiadomo gdzie.
- Wiem, ale to wszystko jest okropne!
- Spokojnie, Saristino. Jesteśmy przecież razem, wszystko będzie w porządku – powiedział cicho Seev.
- Braya, co ty? – zapytał zaczepnie Sed.
- Co znaczy braya? – spytał Kais, powoli gasząc ognisko.
- To w języku elfów znaczy „brat”. Nie odmienia się, mówi się cały czas „braya”. Saristay kiedyś nas nauczyła tego słówka – odpowiedział Sed.
- Dokładnie to po prostu powiedziałam, że wy jesteście swoimi braya, bo nie znałam słowa „bracia”, a wam to słówko się spodobało.
- Nie zmienia to faktu, że ty go nas nauczyłaś – rzekł Seev z uśmiechem.
- Prawda.
- Dobra, skończcie te amory. Chcę wiedzieć, dokąd idziemy jutro – zawołał niziołek, przeciągając się.
- W okolicy jest miasto, możemy tam pójść uzupełnić zapasy – powiedział Sed.
- Dobry pomysł. Muszę sprzedać trochę magicznych rzeczy. Noszę tego już za dużo.
- Ja też jestem za tym. Dawno nie byłam w mieście, a muszę zorientować się, czy jakieś okoliczne plotki nie mówią o smokach – rzekła Aries, układając się na ziemi.
- Chętnie odwiedzę i poznam kilku ludzi. Może też spotkam kogoś znajomego – zawołała wesoło Saristay.
- A mi może uda się porozmawiać z jakimś paladynem i przeprowadzić małą walkę treningową – powiedział Seev.
Drużyna w zgodzie poszła spać, aby rano móc podążyć do wioski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz