niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 15 - Ingost



Po wejściu do Ingost Dante poczuł niewiarygodny przepływ mocy. Zauważył że znajduje się na ogromnej platformie, a przed nim stoi dość pokaźna ilość demonów. Przerażony tym widokiem mężczyzna chciał wyciągnąć miecz, gdy niespodziewanie nieznany demon, który go porwał ukląkł i powiedział:
- Witaj w domu, Dante.
Dante zdziwiony chciał coś powiedzieć, ale demony zaczęły wrzeszczeć niezrozumiale w swoim języku. Po chwili monstra ucichły. Półdemon zauważył idącego w jego stronę potężnie zbudowanego demona. Kroczył wśród innych, a te kłaniały mu się z szacunkiem. Wszedł na platformę, stając obok. Przyglądał się Dantemu rozbawionym wzrokiem. Mężczyzna czuł od niego moc i potęgę. Miał wrażenie, że go zna, jednak nie mógł sobie przypomnieć sobie skąd. Odpowiedź pojawiła się sama, gdy tylko demon się odezwał:
- Dante! Witaj w domu synu! Dawno się nie widzieliśmy. Sądzę, że mnie pamiętasz. Zwą mnie Tyberiusz Exodus i jestem twoim ojcem. Witaj w moim królestwie, które zostało nazwane Ingost.
- Zaszła wielka pomyłka – odezwał się Dante grobowym głosem. Już przypomniał sobie tego demona. To on pojawił się w jaskini. To on chciał by chłopak zniszczył świat. – Już ci mówiłem. Nie jestem demonem, a na pewno nie jestem twoim synem! – krzyknął, odruchowo przybierając postawę bojową. Król zaśmiał się, po czym zwrócił się w stronę porywacza:
- Neverlight, zrób to.
- Jak rozkażesz panie.
Neverlight chwycił Dantego za głowę i zaczął mówić w tajemniczy sposób. Półdemon próbował się wcześniej uchylić przed chwytem, ale nie zdążył. Teraz starał się wyrwać, ale napastnik był za silny. Miotał się i wrzeszczał, nie chcąc słuchać tego co mówi. Chociaż nie rozumiał jego słów, to czuł, że coś się przez nie dzieje. W końcu demon skończył szeptać, zamknął oczy i powiedział:
- Z człowieka i ognia zrodzony synu Tyberiusza Exodus. Stań się jednością z tym który daje ci siłę!
Nagle Dante upadł na ziemię i zemdlał.
Gdy się obudził zobaczył tylko ojca i Neverlighta. Nie znajdował się już platformie. Był w wielkiej czarnej komnacie.
- Co się stało? Jak się tu dostałem? - zapytał zdziwiony. Czuł, że coś mu się
stało, coś się zmieniło, ale nie wiedział co. W dodatku nie pamiętał jak się tu dostał. W ostatnim wspomnieniu witał się z ukochanym ojcem, a potem Neverlight coś zrobił i… pustka. To było denerwujące. Miał wrażenie, że zapomniał o kimś. O kilku osobach, które… Nie mógł się dostatecznie skupić, aby wrócić do tych wspomnień. Jakby w głowie miał jakiś całun, który zasłaniał część z nich.
- Połączyłem cię z twoją demoniczną częścią, którą miałeś w sobie. Jesteście znów jednością – powiedział Neverlight.
-Co?! Jak to? Niby Z KIM mnie połączyłeś?! – Zaskoczony Dante wstał z ziemi, na której leżał. Chociaż wydawała się miękka to nadal była ziemią.
- Spójrz na siebie – Tyberiusz wskazał szponiastą dłonią lustro.
Gdy półdemon podszedł do niego, zobaczył, że wydłużyły mu się włosy, a jego oczy przepełniła pustka. Nie posiadały koloru. Wydawało się, że są czarne. Zafascynowany przyglądał się swojemu odbiciu. Po chwili stanął przed nim ojciec.
- Przyglądnij się! Skóra zdarta z ojca! – zawołał demon z dumą. – A ja jestem demonem. Nie wiem kto cię z twoją demoniczną częścią rozłączył, ale znów masz jedną duszę.
Dante przyjrzał się dokładniej swoim cechom wyglądu, a stojącego obok ojca. Zauważył sporo podobieństw i niewiele różnic. Jedną z nich było to, że Tyberiusz był większy i lepiej zbudowany. Miał też mniej tych tajemniczych tatuaży niż Dante. Chociaż to mogło wynikać z ich wielkości. Rzeczywiście wyglądali jak prawdziwy syn i ojciec. Spojrzał na Tyberiusza.
- Chyba masz rację…
- Oczywiście, że mam rację! Dowodem tego jest miecz, który dzierżysz. Nazywa się Exodus spe i tylko potomkowie mojej krwi mogą nim władać.
- Inni spłoną? – zapytał półdemon, przypominając sobie ich poprzednie spotkanie w jaskini. Pamiętał tego złodzieja, który spopielił się po dotknięciu oręża.
- Tak! Ale ty nie płoniesz, prawda? Miecz cię przyjął. Nawet jakbyś chciał już go nie opuścisz jak i on ciebie. Chyba że umrzesz.
Dante wyciągnął miecz i przyjrzał mu się. Klinga wciąż była czarna, ale zaczynał czuć wibracje mocy broni. Podniósł wzrok na Władcę Demonów.
- Ojcze… Wzrusza mnie to spotkanie, jednak wiem, że mam poważniejsze zadania od pogawędki. Cóż mogę dla ciebie teraz zrobić?
- Mój synu… - Tyberiusz uśmiechnął się. – Teraz to niewiele dasz radę zrobić. Idź z Neverlightem, podda cię on szkoleniu. Odpowie na twe pytania oraz wyjaśni ci jakie są twoje możliwości. Od dzisiejszego dnia będzie twoim nauczycielem, mentorem. Ja muszę na razie odejść, ale pamiętaj że zawsze cię obserwuję. – Demon położył dłoń na ramieniu Dantego, poczym odszedł w stronę nieprzeniknionego mroku.
- Rozumiem. Zrobię to – odpowiedział jeszcze, patrząc za odchodzącą postacią. Kiedy znikła z pola widzenia, odwrócił się do nowego mentora. Ten zmierzył go taksującym wzrokiem.
- Hm… - mruknął. – Nie jest tak źle jak wydawało się na powierzchni. Chodźmy chłopcze, tędy. - Ruszył w przeciwną stronę niż ojciec chłopaka. Dante udał się za nim, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na dziwną komnatę. Przeszli przez kawałek Ingost. Półdemon nie mógł wyjść z podziwu. Zewsząd otaczał go mrok, jednak nie musiał posiadać światła, aby widzieć doskonale wielkie budowle lub hordy demonów. Na początku wydawało się, że demony chodzą bez ładu i składu po całym Ingoście, lecz wkrótce zauważył pewną harmonię. Kiedy część poruszała się do przodu, reszta cofała się lub szła w zupełnie inną stronę. Tak skupił się na tym widoku, że nie zauważył, kiedy Neverlight się zatrzymał. Byli przed wysokim i szerokim portalem zrobionym z dziwnego pobłyskującego materiału.
- Przejdź przez ten portal.
- Jasne. – Dante nagle zdał sobie sprawę, że w głosie demona nie ma już wcześniejszego szacunku. Traktował go jak przeciętnego uczniaka! W mężczyźnie zaczęła narastać chęć, aby zignorować polecenie i pozwiedzać ten dziwny świat. W końcu jego ojciec był tu Władcą. Powinien móc robić co mu się podoba, a nie wykonywać polecenia jakiegoś pomniejszego demona. Jednak przypomniał sobie czyjeś słowa. „Kiedy cię nauczam, jesteś uczniem. Nie obchodzi mnie czy przed chwilą byłeś moim synem, czy wnukiem wujka dziadka króla tego królestwa. Możesz też być księciem elfów. Nieważne. Podczas treningu liczysz się tylko ty jako wojownik i twoje umiejętności. Twoje tytuły wtedy nie mają znaczenia. Zapamiętaj to, w ten sposób znajdziesz sobie przychylność większości mistrzów, jasne?” Kto to powiedział? Wydawało mu się, że to był jakiś mężczyzna. Mężczyzna? Kto go uczył? A może to był jakiś fechtmistrz, którego obserwował, gdy ćwiczył swoich uczniów? Możliwe. Przecież widział dużo ludzi, gdy podróżował samotnie. Na Remexę wpadł przecież dużo później. A tak w ogóle to gdzie ona jest? Rozmyślania Dantego przerwał Neverlight:
- Spotkamy się za godzinę na arenie treningowej. Inni wskażą ci drogę. W tym czasie idź do naszego kowala Fista. Da ci nową zbroje. Ta do niczego się nie nadaje. – Mistrz dotknął jednej z rozpadających się już części. Zbroja, w której Dante wyruszył na początku, była już na skraju nadawania się do użytku. Składała się w większości z dziur, a tam gdzie ich nie było, części łączyły tylko osłabione tkaniny
Dante odsunął się od Neverlighta. Następnie przeszedł przez portal. Znalazł się w wielkim mieście. Wszystko wyglądało identycznie jak na powierzchni. Plac, sklepy, targi… Zdezorientowany rozglądał się wokół. Jedyną różnicą, która dzieliła Ingost i Istegard było to, że tu po ulicach przechadzały się tłumy demonów. Niespodziewanie podszedł do niego jakiś mały demon.
- Książę! – krzyknął, aby zwrócić na siebie uwagę. Półdemon spojrzał na niego zaskoczony. „Książę?”
- Mówisz do mnie?
- Oczywiście, panie! Jestem Alestral. Jeśli pozwolisz, to będę twoim przewodnikiem po tym mieście. Czy jest coś w czym mógłbym ci pomóc?
Dante zdecydował się skorzystać z tej dość niecodziennej pomocy. W dodatku chciał dowiedzieć się o co chodzi z tym księciem.
- Tak. Szukam niejakiego Fista. Zaprowadzisz mnie do niego?
- Och! Kowal Fist! Oczywiście, że mogę księcia tam zaprowadzić. Kuźnia jest niedaleko. Chodźmy.
Ruszył za małym demonem i przy okazji rozglądał się po mieście. Było dokładnie tak jak myślał. Kopia. Dziwnie było patrzeć na swobodnie przechadzające się demony, tak jak to robią ludzie na powierzchni. Stały w drzwiach różnorodnych sklepów i krzykiem zapraszały do siebie. To lekko dezorientowało. Przeszli kilka przecznic, aż demonek zatrzymał się.
- Jesteśmy! – zawołał. Pokazał półdemonowi duży budynek naprzeciwko nich. - Oto kuźnia. Gdyby pan chciał dostać się na arenę treningową, to niech pan przejdzie przez tamtą bramę. – Wskazał łapą na bramę stojącą za kuźnią. - Ona od razu tam przenosi.
- Dobrze. Dziękuje ci za twą pomoc Alestrasie.
- Książę! Wiedz jedno. Nie powinieneś dziękować swoim sługom. My jesteśmy jedynie nędznikami! – zawołał demon. Po wypowiedzeniu tych słów odszedł, kłaniając się. Dante szeroko otworzył oczy. No tego to się nie spodziewał. Nie spodziewał się aż takiego pobłażania, nawet będąc synem Tyberiusza. Nie ma co. Podobało mu się to, po latach odrzucenia i wyśmiewania. Otworzył drzwi i wszedł zadowolony do kuźni. Nikogo nie było. Przynajmniej tak się wydawało. Jednak nagle rozległ się zirytowany głos:
- Zamknięte!!!
- Ale ja tylko przyszedłem po nowy pancerz - odpowiedział zdziwiony Dante. Nie spodziewał się takiej niegościnności akurat w tym miejscu. W końcu to kuźnia! Z zewnątrz nie wyglądała na zamkniętą.
- A kim ty jesteś, że masz czelność przychodzić do mnie, co? I to po taką błahostkę!
- Jestem Dante Exodus – stwierdził mężczyzna, wchodząc głębiej do pomieszczenia.
- Jasne… Dante, syn Tyberiusza, tak? Wielki Książę Ingost?
- Z tego co wiem… To tak – potwierdził, zaskoczony tym tytułem. Chciał wyjaśnień to dostał.
Zza ściany wyszedł wielki demon z młotem w ręku.
- Ja ci dam chłopaczku wkręcać starego Fista. Dante, oczywiście… A ja to piękna elfka jestem… Słychać przecież, że… – demon zamarł, widząc Dantego. Po chwili padł na kolana i zaczął błagać o wybaczenie:
- Panie! Książę Dante! Wybacz mi! Nie zabijaj mnie! To wszystko przez te durne małe chłoptaki, co się jeszcze na życiu nie znają! Czasami który przychodzi i chce wyłudzić zbroję, zamiast uczciwie zapłacić. Tych sytuacji było tak wiele, że nie spodziewałem się ciebie tutaj. Przebacz mi! Przebacz mi również, że nie byłem na ceremonii twego przybycia! Kułem broń, aby nasi żołnierze byli jak najlepsi. Och, przebacz, daruj życie…
Dante widząc to rozpaczliwe błaganie o litość, prawie się roześmiał. Ale nie zrobił tego. Nigdy jeszcze nie budził takiego przerażenia. Miał możliwość stracenia tego demona? Podobno tak… Ale nie chciał tego robić. To tylko biedny kowal. Powoli, tak żeby nie przerazić jeszcze bardziej, powiedział:
- Przyszedłem tu tylko po zbroję i nic więcej. Nie mogłeś się mnie spodziewać. Nie martw się, nie mam zamiaru cię stracić.
- Dobrze! Dziękuję! - odpowiedział demon, wstając z klęczek. - Wykuję dla ciebie najlepszą zbroję jaką ten świat widział! – krzyknął z blaskiem w demonicznych oczach. - Powiedz mi tylko jaka ma być i podaj swoje wymiary, a resztą zajmę się sam.
- Najlepiej żeby była lekka i bardzo wytrzymała. O wiele bardziej niż to co mam teraz na sobie.
- Oczywiście! Lekkie i dobrze się trzymające, co? Czyli stawiamy na szybkość. Bardzo dobrze. Świetna technika. Wtedy masz szansę zaskoczyć przeciwnika. A twoje wymiary?
- Niestety, nie znam ich.
Fist zmierzył go groźnym spojrzeniem.
- Całe szczęście, że jesteś Księciem. Nie musisz wszystkiego wiedzieć – odparł. Podszedł do Dantego i zaczął go mierzyć. Nie minęło dużo czasu, a już skończył. – Hm… rozumiem. Usiądź panie, zbroja powinna być gotowa za niedługo.
- Naprawdę? Tak szybko? Mogę tutaj poczekać? Jakoś mi się nie śpieszy nigdzie.
- Oczywiście. Będzie dla mnie zaszczytem ciebie tu gościć, Książę.
Demon zaczął tworzyć zbroję. Dokładnie sprawdzał każdy najmniejszy element i dodawał drobne zdobienia. Dante obserwował z fascynacją ruchy demona. Były o wiele szybsze od ruchów krasnoludzkiego kowala, ale równie dokładne. Jednakże po pewnym czasie znużyło go patrzenie, więc postanowił się zdrzemnąć. Po czterdziestu pięciu minutach zbroja była gotowa. Dante natychmiast się obudził, kiedy tylko usłyszał zadowolone westchnienie kowala. Przymierzył zbroję. Była idealna. Cała czarna, prócz czerwonych run, które były dokładnym odbiciem run z ciała Dantego. Chłopak z zachwytem wpatrywał się w cudne dzieło.
- Dziękuję. To wspaniała robota. Ile się należy?
- Już sama praca dla Księcia była dla mnie zapłatą – odparł demon.
- Zatem do zobaczenia. – Po wypowiedzeniu tych słów Dante wyszedł z kuźni i przeszedł przez portal za nią, według wskazówek małego demona. Od razu znalazł się na arenie treningowej. Przypominała wielkie Koloseum, lecz nie miała trybun ani widowni.
- Dante! Spóźniłeś się! - krzyknął Neverlight.
- Wybacz, postanowiłem trochę pozwiedzać.
- Eh… Niech będzie. Słuchaj mnie uważnie, jasne?
Półdemon kiwnął w odpowiedzi głową.
- Zanim zaczniemy poważny trening, nauczymy cię władać nad magią. Nie powinno być to dla ciebie trudne po odblokowaniu run.
- Po odblokowaniu czego?
- Ty nie wiesz?… Zapomniałem… Jak widzisz każdy demon ma na sobie takie tatuaże, tak jak i ty. Ale tak na prawdę to są runy z pokładami energii magicznej, którą wykorzystujemy w boju. Ja mam tylko trzy, ale twój ojciec ma ich aż pięć.
- Yhm… Rozumiem. A ile ja ich mam?
- Nie wiem. Na razie odblokowaliśmy trzy. Poczekaj, zaraz to sprawdzę.
Demon podszedł do Dantego i przyłożył rękę do jego czoła. Po chwili cofnął się i z przerażeniem spojrzał na półdemona.
- Jak to możliwe?! Masz siedem znaków runicznych.
- To dobrze? – zapytał niepewnie Dante.
- Niewiarygodne… - szepnął demon i zamilkł.
- Ale CO jest takie niewiarygodne? Neverlight, powiedz coś.
- Powiem to w skrócie. Twoja moc, która jest jeszcze nieuwolniona, jest naprawdę wielka. Wprawdzie ja nie mogę jej uwolnić. Do tego będzie potrzebny naprawdę potężny mag. Ale mniejsza, straciliśmy dość czasu! Zacznijmy trening magii.
Nagle z bramy wyszły dwa zakapturzone demony. We dwóch zbliżyli się do Neverlighta i Dantego. Następnie razem zaczęli mówić:
- Witaj Książę, jesteśmy braćmi Nazga-la. Będziemy cię uczyć Magii Ognia oraz Magii Demonów.
Dante chciał się uczyć magii i z ciekawością przyglądał się demonom. Zauważył że oba wyglądają dosłownie tak samo. W dodatku nie mówiły z tym dziwnym pogłosem, co każdy ze zwykłych i nie zwykłych demonów.
- Książę, jesteś gotów? – zapytał demon po prawej. Tymczasem Neverlight wycofał się na pobocze areny.
- Tak, zacznijmy!
- Od czego chcesz zacząć? Od Magii Ognia czy Demonów? - zapytał ten po lewej.
- Od Magii Ognia – Dante szybko podjął decyzję. Czuł, że chce szybko się tego nauczyć. Wiedział, że musi komuś na powierzchni dać nauczkę i pokazać co potrafi bez jego pomocy. Tylko kto to był? Człowiek? Nie… Niziołek… Ale niby czemu miałby chcieć pokonać niziołka? Miał powód… Tylko jaki?… Półdemona zaczęła boleć głowa, gdy próbował się skupić na tej osobie. Kiedy nie poddawał się bólowi i dalej dążył do wspomnień, usłyszał męski, demoniczny głos:
- Nie możesz o nich pamiętać. Jesteś częścią Ingost… To nieznajomi. Nie pamiętasz ich… Należymy obaj do tego świata. Inni nas nie obchodzą.
Potrząsnął głową. Wydawało mu się przed chwilą, że coś słyszał, tylko co? I o czym to on myślał? Jego skupienie przerwał brat po prawej:
- W takim razie Magia Ognia. Pamiętaj, żeby używać Magii Ognia jako demon którym jesteś. Musisz wypuścić przez palce tyle energii magicznej ile ci jest potrzebne, aby zaatakować. Potem już za pomocą gestów i ruchu rąk sam nad nią władasz. Jednak żeby zaatakować ogniem musisz szeptem powiedzieć Ferinter-Ra. Wtedy energia przemieni się w żywy ogień. Spróbuj.
Dante zrobił to co nakazał mu demon, jednak mu nic nie wyszło.
- Jeszcze raz. To była tylko próba - powiedział po nosem. Ponownie wykonał wszystkie wskazówki. Po raz kolejny nic nie wyszło. Zły z powodu braku postępów, zaczął robić wszystko coraz bardziej energicznie i mniej dokładnie. Bracia obserwowali jego zachowanie, nie odzywając się. Neverlight robił to samo. Dante z irytacją powtarzał kolejne kroki Magii Ognia. Tylko raz udało mu się wyczarować malutki płomyk, który zgasł prawie od razu.
- Jak może mi to nie wychodzić? – zapytał siebie pod nosem.
- Skupiasz się zupełnie na czym innym – nowy głos rozległ się po arenie. Półdemon spojrzał w stronę jego źródła. Przy wejściu stał zamaskowany demon. Był dosyć chudy jak na swoją rasę i nie miał żadnych run na ciele. Jednak jego umięśnienie rzucało się w oczy, a nawet w takim oddaleniu Dante czuł ogromną moc płynącą od niego. Była wyraźnie większa od siły Neverlighta. Nieznajomy podszedł do półdemona. Praktycznie nie miał włosów, a oczy ledwo było widać zza maski. Przypasane miał dwa jednoręczne miecze przy obu bokach. – Pomyśl o ogniu. Twoim ogniu. Jesteś jego władcą i właścicielem. Słowa „Ferinter-Ra” to tylko mantra, która ma ci w tym pomóc. Ty jednak nie znasz demonicznego. To widać. Inaczej byś zrozumiał. Tego nie da się przetłumaczyć na twój język, ale myślę, że poradzisz sobie z czymś takim. – Demon zamilkł wpatrując się w niego. Niespodziewanie demon wyciągnął rękę i wysłał płomień w ochroną barierę areny. – Spróbuj w ten sposób – stwierdził i odszedł na bok.
Dante zaskoczony patrzył na demona. Nie miał pojęcia kim był nieznajomy, ale wiedział, że jest przeraźliwie silny. W takim razie postanowił posłuchać wskazówek. Skupił się na ogniu oraz na słowach mantry. Nagle poczuł, że wie co to znaczy. Nie umiał wyrazić tego swoimi słowami, jednak wiedział już czym jest Ferinter-Ra. Wyszeptał pod nosem te słowa, celując przed siebie. Udało mu się wytworzyć kulę ognia.
- Chyba zrozumiałem – zawołał zadowolony w stronę braci jak i nieznajomego.
W tym monecie wyprostował rękę w innym kierunku i rozcapierzył palce. Po czym po chwili wytworzył falę ognia, która była tak wielka i silna, że omal nie zniszczyła areny.
- To jest dość proste – powiedział z uśmiechem. Jak mógł mieć trudności z nauką czegoś tak prostego? Nauką? Ale kiedy on… A zresztą nieważne!
- Dla ciebie teraz tak – powiedział jeden z braci. - Władasz wielką siłą i wystarczy cię teraz tylko dobrze pokierować. Magia Ognia to jeden z pięciu elementów Magii Żywiołów. Magia Żywiołów to jedna z najprostszych magii do nauki. Większość magów i demonów zna chociaż jedno zaklęcie, które ją wykorzystuje. Jednak aby ją opanować do perfekcji trzeba wiele lat.
- Rozumiem. – Dante zamyślił się. Magia Żywiołów… Gdzieś już to słyszał… Tylko że teraz… Nie mógł zrozumieć. Zdecydował się zignorować dziwną pustkę w głowie. - Czyli teraz Magia Demonów?
- Nie dzisiaj. – Głos Neverlighta sprawiał wrażenie, że mógłby mrozić skały. – Na dziś już dość treningu. Idziemy.
- Już? A co z…
- Na to będzie czas później. Jesteś zmęczony. – Mentor mówił głosem nie znoszącym sprzeciwu. Dante poznał, że to nie czas na dyskusje, więc ruszył za mistrzem. Zerknął w stronę zamaskowanego nieznajomego. Demon ćwiczył na manekinie. Walczył dwoma mieczami, po jednym w każdej ręce. Był niesamowicie szybki. Półdemon patrzył oczarowany. Precyzja i swoboda, z jaką demon wykonywał cięcia, były wspaniałe. Zaczęło go zastanawiać kim może być tajemniczy nieznajomy.
         Dante po treningu został oprowadzony po Ingost. Neverlight pokazał mu gdzie demony ćwiczą, gdzie znajduje się siedem kręgów oraz gdzie mieszka. Kiedy półdemon dostał posiłek, zjadł go z zaskakującym apetytem. Był całkiem głodny po treningu. Potem poszedł do swojej ciemnej sypialni w której rzucił się na łóżko i poszedł spać.
         Następnego dnia poszedł ponownie na arenę. Neverlight dołączył do niego po kilku minutach.
- Gotów na naukę Magii Demonów? – zapytał cicho.
- Jasne! To chyba oczywiste.
Z bramy znowu wyszły zakapturzone demony.
- Dzisiaj chcesz nauczyć się Magii Demonów, tak? – zapytał demon po prawej.
- Tak.
- Magia Demonów polega głównie na przywoływaniu sług z Ingost i sług które kiedyś tu służyły. – Tłumaczeniem, tym razem zajął się demon po lewej. - Magię Demonów trzeba rozpocząć zawsze od słów Rezak-Rean. Potem wystarczy wypowiedzieć imię sługi jakiego chcesz przyzwać. Jednak pamiętaj - im silniejszy sługa tym więcej energii potrzebujesz uwolnić. Oto księga ze sługami jakie możesz przyzwać. – Demon wyciągnął swoją chudą dłoń, dając Dantemu niewielką księgę. Półdemon szybko ją przekartkował. Na każdej stronie opisany był sługa, jakiego można przyzwać, ile najmniej trzeba mieć run, aby kogoś przywołać, umiejętności sług, ich agresywność oraz wierność. Kiedy Dante przyjął księgę, demony rozsypały się w proch i zostały zabrane przez wiatr. Skonsternowany patrzył jak prochy znikają w portalu. Kiedy znikły do Dantego podszedł Neverlight i zapytał:
- O co chodzi?
- Oni… Rozsypali się.
- Tak. I co z tego?
- Oni nie umarli?
Neverlight wybuchnął śmiechem:
- Umarli?! Niemożliwe! Przecież demony tak się przenoszą!
- Naprawdę?!
- Nie wiedziałeś?!
- Nie…
- Ha! – mentor odetchnął powoli, żeby przestać się śmiać. – Nieważne. Czas zacząć ostry trening. Gotów?
- Jak nigdy - powiedział zadowolony Dante.
- Dobra! Zacznijmy. Będziesz przez całe trzy tygodnie, bez przerwy, walczył z moimi sługami i żołnierzami. O nic się nie martw. W Ingost nie zaznasz zmęczenia ani głodu, dopóki nie będziesz tego chciał. Tylko nauka magii może do tego doprowadzić. Więc jak? Zaczynamy?
- Jeszcze pytasz. Dawaj ich!
Dante od pierwszych minut się nie oszczędzał. Używał miecza, magii, demonicznych aspektów. Sługi Neverlighta były za słabe, nawet kiedy były w bardzo dużych ilościach. Półdemon z dnia na dzień coraz bardziej był pochłonięty walką. Im dłużej walczył tym stawał się silniejszy i bardziej zuchwały. Wtedy w ogóle nie zastanawiał się nad tym dziwnym ograniczeniem wspomnień. Nawet o nim zapomniał. Z czasem pozwolił wewnętrznemu demonowi przejąć kontrolę. Nie obchodził go już świat na powierzchni. Liczyła się tylko walka i demony. Po trzech tygodniach nieprzerwanej walki Neverlight podszedł do Dantego, uklęknął i powiedział:
- Książę, bo tak cię teraz mogę nazwać, jesteś gotów. Już niczego nie będę mógł cię nauczyć. A czy sam twierdzisz, żeś gotów, żeby walczyć i spalić świat żywych?
- Tak! Jestem gotów! Wytnę ich wszystkich w pień, a potem spalę! A z ich popiołów zbuduję nowy świat! – zawołał Dante, będąc nadal w bojowym szale.
- W takim razie możemy ruszać! – Neverlight uśmiechnął się pod nosem. - Tylko pamiętaj po przejściu przez portal muszą minąć trzy dni zanim zaczniesz polować. Twoim celem jest zebranie trzech dusz: kapłana, paladyna i osoby, która ci pierwsza pomogła.
- Dlaczego niby ta ostatnia?
- Ta osoba ma jedną z najsilniejszych dusz na tamtym świecie.
- Interesujące. – Nagle Dante coś sobie przypomniał. – A właśnie! Kim był ten tajemniczy demon, który pomógł mi opanować Magię Ognia?
- On… Nazywamy go Bezimiennym. To syn Tyberiusza.
- A czy ja nie jestem jego synem? To był mój brat?
- Nie jest twoim bratem. Został stworzony przez Władcę, a nie zrodzony z ludzkiej matki.
- Czyli jest moim przyrodnim rodzeństwem.
- W pewnym sensie. Ale zostawmy już ten temat. Czyż nie masz wypełnić zadania, Książę?
- No tak. Zatem ruszam, a ty mam nadzieję, że będziesz walczył u mojego boku aż do końca.
- Jak sobie życzysz!
W tym momencie Dante za pomocą magii otworzył bramę do świata żywych. Kiedy przechodził przez portal, uśmiechnął się sam do siebie mrocznie. Nie było w tym nic ze zwykłego uśmiechu Dantego.
- Zacznijmy polowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz