Po
wejściu do Ingost Dante poczuł niewiarygodny przepływ mocy. Zauważył że
znajduje się na ogromnej platformie, a przed nim stoi dość pokaźna ilość
demonów. Przerażony tym widokiem mężczyzna chciał wyciągnąć miecz, gdy
niespodziewanie nieznany demon, który go porwał ukląkł i powiedział:
- Witaj w domu,
Dante.
Dante zdziwiony
chciał coś powiedzieć, ale demony zaczęły wrzeszczeć niezrozumiale w swoim
języku. Po chwili monstra ucichły. Półdemon zauważył idącego w jego stronę
potężnie zbudowanego demona. Kroczył wśród innych, a te kłaniały mu się z
szacunkiem. Wszedł na platformę, stając obok. Przyglądał się Dantemu
rozbawionym wzrokiem. Mężczyzna czuł od niego moc i potęgę. Miał wrażenie, że
go zna, jednak nie mógł sobie przypomnieć sobie skąd. Odpowiedź pojawiła się
sama, gdy tylko demon się odezwał:
- Dante! Witaj w
domu synu! Dawno się nie widzieliśmy. Sądzę, że mnie pamiętasz. Zwą mnie
Tyberiusz Exodus i jestem twoim ojcem. Witaj w moim królestwie, które zostało
nazwane Ingost.
- Zaszła wielka
pomyłka – odezwał się Dante grobowym głosem. Już przypomniał sobie tego demona.
To on pojawił się w jaskini. To on chciał by chłopak zniszczył świat. – Już ci
mówiłem. Nie jestem demonem, a na pewno nie jestem twoim synem! – krzyknął,
odruchowo przybierając postawę bojową. Król zaśmiał się, po czym zwrócił się w
stronę porywacza:
- Neverlight, zrób
to.
- Jak rozkażesz
panie.
Neverlight chwycił
Dantego za głowę i zaczął mówić w tajemniczy sposób. Półdemon próbował się
wcześniej uchylić przed chwytem, ale nie zdążył. Teraz starał się wyrwać, ale
napastnik był za silny. Miotał się i wrzeszczał, nie chcąc słuchać tego co
mówi. Chociaż nie rozumiał jego słów, to czuł, że coś się przez nie dzieje. W
końcu demon skończył szeptać, zamknął oczy i powiedział:
- Z człowieka i
ognia zrodzony synu Tyberiusza Exodus. Stań się jednością z tym który daje ci
siłę!
Nagle Dante upadł na
ziemię i zemdlał.
Gdy
się obudził zobaczył tylko ojca i Neverlighta. Nie znajdował się już
platformie. Był w wielkiej czarnej komnacie.
- Co się stało? Jak
się tu dostałem? - zapytał zdziwiony. Czuł, że coś mu się
stało, coś się
zmieniło, ale nie wiedział co. W dodatku nie pamiętał jak się tu dostał. W
ostatnim wspomnieniu witał się z ukochanym ojcem, a potem Neverlight coś zrobił
i… pustka. To było denerwujące. Miał wrażenie, że zapomniał o kimś. O kilku
osobach, które… Nie mógł się dostatecznie skupić, aby wrócić do tych wspomnień.
Jakby w głowie miał jakiś całun, który zasłaniał część z nich.
- Połączyłem cię z
twoją demoniczną częścią, którą miałeś w sobie. Jesteście znów jednością –
powiedział Neverlight.
-Co?! Jak to? Niby Z
KIM mnie połączyłeś?! – Zaskoczony Dante wstał z ziemi, na której leżał.
Chociaż wydawała się miękka to nadal była ziemią.
- Spójrz na siebie
– Tyberiusz wskazał szponiastą dłonią lustro.
Gdy półdemon podszedł
do niego, zobaczył, że wydłużyły mu się włosy, a jego oczy przepełniła pustka.
Nie posiadały koloru. Wydawało się, że są czarne. Zafascynowany przyglądał się
swojemu odbiciu. Po chwili stanął przed nim ojciec.
- Przyglądnij się!
Skóra zdarta z ojca! – zawołał demon z dumą. – A ja jestem demonem. Nie
wiem kto cię z twoją demoniczną częścią rozłączył, ale znów masz jedną duszę.
Dante przyjrzał się
dokładniej swoim cechom wyglądu, a stojącego obok ojca. Zauważył sporo
podobieństw i niewiele różnic. Jedną z nich było to, że Tyberiusz był większy i
lepiej zbudowany. Miał też mniej tych tajemniczych tatuaży niż Dante. Chociaż
to mogło wynikać z ich wielkości. Rzeczywiście wyglądali jak prawdziwy syn i
ojciec. Spojrzał na Tyberiusza.
- Chyba masz rację…
- Oczywiście, że mam rację! Dowodem tego jest
miecz, który dzierżysz. Nazywa się Exodus spe i tylko potomkowie mojej krwi
mogą nim władać.
- Inni spłoną? –
zapytał półdemon, przypominając sobie ich poprzednie spotkanie w jaskini.
Pamiętał tego złodzieja, który spopielił się po dotknięciu oręża.
- Tak! Ale ty nie płoniesz, prawda? Miecz cię
przyjął. Nawet jakbyś chciał już go nie opuścisz jak i on ciebie. Chyba że
umrzesz.
Dante wyciągnął miecz
i przyjrzał mu się. Klinga wciąż była czarna, ale zaczynał czuć wibracje mocy
broni. Podniósł wzrok na Władcę Demonów.
- Ojcze… Wzrusza mnie
to spotkanie, jednak wiem, że mam poważniejsze zadania od pogawędki. Cóż mogę
dla ciebie teraz zrobić?
- Mój synu… - Tyberiusz uśmiechnął się. –
Teraz to niewiele dasz radę zrobić. Idź
z Neverlightem, podda cię on szkoleniu. Odpowie na twe pytania oraz wyjaśni ci
jakie są twoje możliwości. Od dzisiejszego dnia będzie twoim nauczycielem,
mentorem. Ja muszę na razie odejść, ale pamiętaj że zawsze cię obserwuję. –
Demon położył dłoń na ramieniu Dantego, poczym odszedł w stronę
nieprzeniknionego mroku.
-
Rozumiem. Zrobię to – odpowiedział jeszcze, patrząc za odchodzącą postacią.
Kiedy znikła z pola widzenia, odwrócił się do nowego mentora. Ten zmierzył go
taksującym wzrokiem.
-
Hm… - mruknął. – Nie jest tak źle jak wydawało się na
powierzchni. Chodźmy chłopcze, tędy. - Ruszył w przeciwną stronę niż ojciec
chłopaka. Dante udał się za nim, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na dziwną
komnatę. Przeszli przez kawałek Ingost. Półdemon nie mógł wyjść z podziwu.
Zewsząd otaczał go mrok, jednak nie musiał posiadać światła, aby widzieć
doskonale wielkie budowle lub hordy demonów. Na początku wydawało się, że demony
chodzą bez ładu i składu po całym Ingoście, lecz wkrótce zauważył pewną
harmonię. Kiedy część poruszała się do przodu, reszta cofała się lub szła w
zupełnie inną stronę. Tak skupił się na tym widoku, że nie zauważył, kiedy
Neverlight się zatrzymał. Byli przed wysokim i szerokim portalem zrobionym z
dziwnego pobłyskującego materiału.
- Przejdź przez ten portal.
-
Jasne. – Dante nagle zdał sobie sprawę, że w głosie demona nie ma już
wcześniejszego szacunku. Traktował go jak przeciętnego uczniaka! W mężczyźnie
zaczęła narastać chęć, aby zignorować polecenie i pozwiedzać ten dziwny świat.
W końcu jego ojciec był tu Władcą. Powinien móc robić co mu się podoba, a nie
wykonywać polecenia jakiegoś pomniejszego demona. Jednak przypomniał sobie
czyjeś słowa. „Kiedy cię nauczam, jesteś uczniem. Nie obchodzi mnie czy przed
chwilą byłeś moim synem, czy wnukiem wujka dziadka króla tego królestwa. Możesz
też być księciem elfów. Nieważne. Podczas treningu liczysz się tylko ty jako
wojownik i twoje umiejętności. Twoje tytuły wtedy nie mają znaczenia.
Zapamiętaj to, w ten sposób znajdziesz sobie przychylność większości mistrzów,
jasne?” Kto to powiedział? Wydawało mu się, że to był jakiś mężczyzna.
Mężczyzna? Kto go uczył? A może to był jakiś fechtmistrz, którego obserwował,
gdy ćwiczył swoich uczniów? Możliwe. Przecież widział dużo ludzi, gdy
podróżował samotnie. Na Remexę wpadł przecież dużo później. A tak w ogóle to
gdzie ona jest? Rozmyślania Dantego przerwał Neverlight:
-
Spotkamy się za godzinę na arenie
treningowej. Inni wskażą ci drogę. W tym czasie idź do naszego kowala Fista. Da
ci nową zbroje. Ta do niczego się nie nadaje. – Mistrz dotknął jednej z
rozpadających się już części. Zbroja, w której Dante wyruszył na początku, była
już na skraju nadawania się do użytku. Składała się w większości z dziur, a tam
gdzie ich nie było, części łączyły tylko osłabione tkaniny
Dante odsunął się od Neverlighta. Następnie
przeszedł przez portal. Znalazł się w wielkim mieście. Wszystko wyglądało
identycznie jak na powierzchni. Plac, sklepy, targi… Zdezorientowany rozglądał
się wokół. Jedyną różnicą, która dzieliła Ingost i Istegard było to, że tu po
ulicach przechadzały się tłumy demonów. Niespodziewanie podszedł do niego jakiś
mały demon.
-
Książę! – krzyknął, aby zwrócić na siebie uwagę. Półdemon spojrzał na niego
zaskoczony. „Książę?”
-
Mówisz do mnie?
-
Oczywiście, panie! Jestem Alestral. Jeśli pozwolisz, to będę twoim
przewodnikiem po tym mieście. Czy jest coś w czym mógłbym ci pomóc?
Dante
zdecydował się skorzystać z tej dość niecodziennej pomocy. W dodatku chciał
dowiedzieć się o co chodzi z tym księciem.
-
Tak. Szukam niejakiego Fista. Zaprowadzisz mnie do niego?
-
Och! Kowal Fist! Oczywiście, że mogę księcia tam zaprowadzić. Kuźnia jest
niedaleko. Chodźmy.
Ruszył
za małym demonem i przy okazji rozglądał się po mieście. Było dokładnie tak jak
myślał. Kopia. Dziwnie było patrzeć na swobodnie przechadzające się demony, tak
jak to robią ludzie na powierzchni. Stały w drzwiach różnorodnych sklepów i
krzykiem zapraszały do siebie. To lekko dezorientowało. Przeszli kilka
przecznic, aż demonek zatrzymał się.
-
Jesteśmy! – zawołał. Pokazał półdemonowi duży budynek naprzeciwko nich. - Oto
kuźnia. Gdyby pan chciał dostać się na arenę treningową, to niech pan przejdzie
przez tamtą bramę. – Wskazał łapą na bramę stojącą za
kuźnią. - Ona od razu tam przenosi.
-
Dobrze. Dziękuje ci za twą pomoc Alestrasie.
-
Książę! Wiedz jedno. Nie powinieneś dziękować swoim sługom. My jesteśmy jedynie
nędznikami! – zawołał demon. Po wypowiedzeniu tych słów odszedł, kłaniając się.
Dante szeroko otworzył oczy. No tego to się nie spodziewał. Nie spodziewał się
aż takiego pobłażania, nawet będąc synem Tyberiusza. Nie ma co. Podobało mu się
to, po latach odrzucenia i wyśmiewania. Otworzył drzwi i wszedł zadowolony do
kuźni. Nikogo nie było. Przynajmniej tak się wydawało. Jednak nagle rozległ się
zirytowany głos:
-
Zamknięte!!!
-
Ale ja tylko przyszedłem po nowy pancerz - odpowiedział zdziwiony Dante. Nie
spodziewał się takiej niegościnności akurat w tym miejscu. W końcu to kuźnia! Z
zewnątrz nie wyglądała na zamkniętą.
-
A kim ty jesteś, że masz czelność
przychodzić do mnie, co? I to po taką błahostkę!
-
Jestem Dante Exodus – stwierdził mężczyzna, wchodząc głębiej do pomieszczenia.
-
Jasne… Dante, syn Tyberiusza, tak?
Wielki Książę Ingost?
-
Z tego co wiem… To tak – potwierdził, zaskoczony tym tytułem. Chciał wyjaśnień
to dostał.
Zza
ściany wyszedł wielki demon z młotem w ręku.
-
Ja ci dam chłopaczku wkręcać starego
Fista. Dante, oczywiście… A ja to piękna elfka jestem… Słychać przecież, że…
– demon zamarł, widząc Dantego. Po chwili padł na kolana i zaczął błagać o
wybaczenie:
-
Panie! Książę Dante! Wybacz mi! Nie
zabijaj mnie! To wszystko przez te durne małe chłoptaki, co się jeszcze na
życiu nie znają! Czasami który przychodzi i chce wyłudzić zbroję, zamiast
uczciwie zapłacić. Tych sytuacji było tak wiele, że nie spodziewałem się ciebie
tutaj. Przebacz mi! Przebacz mi również, że nie byłem na ceremonii twego
przybycia! Kułem broń, aby nasi żołnierze byli jak najlepsi. Och, przebacz,
daruj życie…
Dante
widząc to rozpaczliwe błaganie o litość, prawie się roześmiał. Ale nie zrobił
tego. Nigdy jeszcze nie budził takiego przerażenia. Miał możliwość stracenia
tego demona? Podobno tak… Ale nie chciał tego robić. To tylko biedny kowal.
Powoli, tak żeby nie przerazić jeszcze bardziej, powiedział:
-
Przyszedłem tu tylko po zbroję i nic więcej. Nie mogłeś się mnie spodziewać.
Nie martw się, nie mam zamiaru cię stracić.
-
Dobrze! Dziękuję! - odpowiedział
demon, wstając z klęczek. - Wykuję dla
ciebie najlepszą zbroję jaką ten świat widział! – krzyknął z blaskiem w
demonicznych oczach. - Powiedz mi tylko
jaka ma być i podaj swoje wymiary, a resztą zajmę się sam.
-
Najlepiej żeby była lekka i bardzo wytrzymała. O wiele bardziej niż to co mam
teraz na sobie.
-
Oczywiście! Lekkie i dobrze się
trzymające, co? Czyli stawiamy na szybkość. Bardzo dobrze. Świetna technika.
Wtedy masz szansę zaskoczyć przeciwnika. A twoje wymiary?
-
Niestety, nie znam ich.
Fist
zmierzył go groźnym spojrzeniem.
-
Całe szczęście, że jesteś Księciem. Nie
musisz wszystkiego wiedzieć – odparł. Podszedł do Dantego i zaczął go
mierzyć. Nie minęło dużo czasu, a już skończył. – Hm… rozumiem. Usiądź panie, zbroja powinna być gotowa za niedługo.
-
Naprawdę? Tak szybko? Mogę tutaj poczekać? Jakoś mi się nie śpieszy nigdzie.
-
Oczywiście. Będzie dla mnie zaszczytem
ciebie tu gościć, Książę.
Demon zaczął tworzyć zbroję. Dokładnie
sprawdzał każdy najmniejszy element i dodawał drobne zdobienia. Dante
obserwował z fascynacją ruchy demona. Były o wiele szybsze od ruchów
krasnoludzkiego kowala, ale równie dokładne. Jednakże po pewnym czasie znużyło
go patrzenie, więc postanowił się zdrzemnąć. Po czterdziestu pięciu minutach
zbroja była gotowa. Dante natychmiast się obudził, kiedy tylko usłyszał
zadowolone westchnienie kowala. Przymierzył zbroję. Była idealna. Cała czarna,
prócz czerwonych run, które były dokładnym odbiciem run z ciała Dantego.
Chłopak z zachwytem wpatrywał się w cudne dzieło.
-
Dziękuję. To wspaniała robota. Ile się należy?
-
Już sama praca dla Księcia była dla mnie
zapłatą – odparł demon.
-
Zatem do zobaczenia. – Po wypowiedzeniu tych słów Dante wyszedł z kuźni i
przeszedł przez portal za nią, według wskazówek małego demona. Od razu znalazł
się na arenie treningowej. Przypominała wielkie Koloseum, lecz nie miała trybun
ani widowni.
-
Dante! Spóźniłeś się! - krzyknął
Neverlight.
-
Wybacz, postanowiłem trochę pozwiedzać.
-
Eh… Niech będzie. Słuchaj mnie uważnie,
jasne?
Półdemon
kiwnął w odpowiedzi głową.
-
Zanim zaczniemy poważny trening,
nauczymy cię władać nad magią. Nie powinno być to dla ciebie trudne po
odblokowaniu run.
-
Po odblokowaniu czego?
-
Ty nie wiesz?… Zapomniałem… Jak widzisz
każdy demon ma na sobie takie tatuaże, tak jak i ty. Ale tak na prawdę to są
runy z pokładami energii magicznej, którą wykorzystujemy w boju. Ja mam tylko
trzy, ale twój ojciec ma ich aż pięć.
-
Yhm… Rozumiem. A ile ja ich mam?
-
Nie wiem. Na razie odblokowaliśmy trzy.
Poczekaj, zaraz to sprawdzę.
Demon
podszedł do Dantego i przyłożył rękę do jego czoła. Po chwili cofnął się i z przerażeniem
spojrzał na półdemona.
-
Jak to możliwe?! Masz siedem znaków
runicznych.
-
To dobrze? – zapytał niepewnie Dante.
-
Niewiarygodne… - szepnął demon i
zamilkł.
-
Ale CO jest takie niewiarygodne? Neverlight, powiedz coś.
-
Powiem to w skrócie. Twoja moc, która
jest jeszcze nieuwolniona, jest naprawdę wielka. Wprawdzie ja nie mogę jej
uwolnić. Do tego będzie potrzebny naprawdę potężny mag. Ale mniejsza,
straciliśmy dość czasu! Zacznijmy trening magii.
Nagle
z bramy wyszły dwa zakapturzone demony. We dwóch zbliżyli się do Neverlighta i
Dantego. Następnie razem zaczęli mówić:
-
Witaj Książę, jesteśmy braćmi Nazga-la. Będziemy cię uczyć Magii Ognia oraz
Magii Demonów.
Dante
chciał się uczyć magii i z ciekawością przyglądał się demonom. Zauważył że oba
wyglądają dosłownie tak samo. W dodatku nie mówiły z tym dziwnym pogłosem, co
każdy ze zwykłych i nie zwykłych demonów.
-
Książę, jesteś gotów? – zapytał demon po prawej. Tymczasem Neverlight wycofał
się na pobocze areny.
-
Tak, zacznijmy!
-
Od czego chcesz zacząć? Od Magii Ognia czy Demonów? - zapytał ten po lewej.
-
Od Magii Ognia – Dante szybko podjął decyzję. Czuł, że chce szybko się tego
nauczyć. Wiedział, że musi komuś na powierzchni dać nauczkę i pokazać co
potrafi bez jego pomocy. Tylko kto to był? Człowiek? Nie… Niziołek… Ale niby
czemu miałby chcieć pokonać niziołka? Miał powód… Tylko jaki?… Półdemona
zaczęła boleć głowa, gdy próbował się skupić na tej osobie. Kiedy nie poddawał
się bólowi i dalej dążył do wspomnień, usłyszał męski, demoniczny głos:
-
Nie możesz o nich pamiętać. Jesteś
częścią Ingost… To nieznajomi. Nie pamiętasz ich… Należymy obaj do tego świata.
Inni nas nie obchodzą.
Potrząsnął głową. Wydawało mu się przed
chwilą, że coś słyszał, tylko co? I o czym to on myślał? Jego skupienie
przerwał brat po prawej:
-
W takim razie Magia Ognia. Pamiętaj, żeby używać Magii Ognia jako demon którym
jesteś. Musisz wypuścić przez palce tyle energii magicznej ile ci jest
potrzebne, aby zaatakować. Potem już za pomocą gestów i ruchu rąk sam nad nią
władasz. Jednak żeby zaatakować ogniem musisz szeptem powiedzieć Ferinter-Ra.
Wtedy energia przemieni się w żywy ogień. Spróbuj.
Dante
zrobił to co nakazał mu demon, jednak mu nic nie wyszło.
-
Jeszcze raz. To była tylko próba - powiedział po nosem. Ponownie wykonał
wszystkie wskazówki. Po raz kolejny nic nie wyszło. Zły z powodu braku
postępów, zaczął robić wszystko coraz bardziej energicznie i mniej dokładnie.
Bracia obserwowali jego zachowanie, nie odzywając się. Neverlight robił to
samo. Dante z irytacją powtarzał kolejne kroki Magii Ognia. Tylko raz udało mu
się wyczarować malutki płomyk, który zgasł prawie od razu.
-
Jak może mi to nie wychodzić? – zapytał siebie pod nosem.
-
Skupiasz się zupełnie na czym innym
– nowy głos rozległ się po arenie. Półdemon spojrzał w stronę jego źródła. Przy
wejściu stał zamaskowany demon. Był dosyć chudy jak na swoją rasę i nie miał
żadnych run na ciele. Jednak jego umięśnienie rzucało się w oczy, a nawet w
takim oddaleniu Dante czuł ogromną moc płynącą od niego. Była wyraźnie większa
od siły Neverlighta. Nieznajomy podszedł do półdemona. Praktycznie nie miał
włosów, a oczy ledwo było widać zza maski. Przypasane miał dwa jednoręczne
miecze przy obu bokach. – Pomyśl o
ogniu. Twoim ogniu. Jesteś jego władcą i właścicielem. Słowa „Ferinter-Ra” to
tylko mantra, która ma ci w tym pomóc. Ty jednak nie znasz demonicznego. To
widać. Inaczej byś zrozumiał. Tego nie da się przetłumaczyć na twój język, ale
myślę, że poradzisz sobie z czymś takim. – Demon zamilkł wpatrując się w
niego. Niespodziewanie demon wyciągnął rękę i wysłał płomień w ochroną barierę
areny. – Spróbuj w ten sposób –
stwierdził i odszedł na bok.
Dante
zaskoczony patrzył na demona. Nie miał pojęcia kim był nieznajomy, ale
wiedział, że jest przeraźliwie silny. W takim razie postanowił posłuchać wskazówek.
Skupił się na ogniu oraz na słowach mantry. Nagle poczuł, że wie co to znaczy.
Nie umiał wyrazić tego swoimi słowami, jednak wiedział już czym jest
Ferinter-Ra. Wyszeptał pod nosem te słowa, celując przed siebie. Udało mu się
wytworzyć kulę ognia.
-
Chyba zrozumiałem – zawołał zadowolony w stronę braci jak i nieznajomego.
W tym monecie wyprostował rękę w
innym kierunku i rozcapierzył palce. Po czym po chwili wytworzył falę ognia,
która była tak wielka i silna, że omal nie zniszczyła areny.
- To jest dość proste –
powiedział z uśmiechem. Jak mógł mieć trudności z nauką czegoś tak prostego?
Nauką? Ale kiedy on… A zresztą nieważne!
- Dla ciebie teraz tak –
powiedział jeden z braci. - Władasz wielką siłą i wystarczy cię teraz tylko
dobrze pokierować. Magia Ognia to jeden z pięciu elementów Magii Żywiołów.
Magia Żywiołów to jedna z najprostszych magii do nauki. Większość magów i
demonów zna chociaż jedno zaklęcie, które ją wykorzystuje. Jednak aby ją
opanować do perfekcji trzeba wiele lat.
- Rozumiem. – Dante zamyślił się.
Magia Żywiołów… Gdzieś już to słyszał… Tylko że teraz… Nie mógł zrozumieć.
Zdecydował się zignorować dziwną pustkę w głowie. - Czyli teraz Magia Demonów?
- Nie dzisiaj. – Głos Neverlighta sprawiał wrażenie, że mógłby
mrozić skały. – Na dziś już dość treningu. Idziemy.
- Już? A co z…
- Na to będzie czas
później. Jesteś zmęczony.
– Mentor mówił głosem nie znoszącym sprzeciwu. Dante poznał, że to nie czas na
dyskusje, więc ruszył za mistrzem. Zerknął w stronę zamaskowanego nieznajomego.
Demon ćwiczył na manekinie. Walczył dwoma mieczami, po jednym w każdej ręce.
Był niesamowicie szybki. Półdemon patrzył oczarowany. Precyzja i swoboda, z
jaką demon wykonywał cięcia, były wspaniałe. Zaczęło go zastanawiać kim może
być tajemniczy nieznajomy.
Dante
po treningu został oprowadzony po Ingost. Neverlight pokazał mu gdzie demony
ćwiczą, gdzie znajduje się siedem kręgów oraz gdzie mieszka. Kiedy półdemon
dostał posiłek, zjadł go z zaskakującym apetytem. Był całkiem głodny po
treningu. Potem poszedł do swojej ciemnej sypialni w której rzucił się na łóżko
i poszedł spać.
Następnego
dnia poszedł ponownie na arenę. Neverlight dołączył do niego po kilku minutach.
- Gotów na naukę Magii
Demonów? – zapytał cicho.
- Jasne! To chyba oczywiste.
Z bramy znowu wyszły zakapturzone
demony.
- Dzisiaj chcesz nauczyć się
Magii Demonów, tak? – zapytał demon po prawej.
- Tak.
- Magia
Demonów polega głównie na przywoływaniu sług z Ingost i sług które kiedyś tu
służyły. – Tłumaczeniem, tym razem zajął się demon po lewej. - Magię Demonów
trzeba rozpocząć zawsze od słów Rezak-Rean. Potem wystarczy wypowiedzieć imię
sługi jakiego chcesz przyzwać. Jednak pamiętaj - im silniejszy sługa tym więcej
energii potrzebujesz uwolnić. Oto księga ze sługami jakie możesz przyzwać. –
Demon wyciągnął swoją chudą dłoń, dając Dantemu niewielką księgę. Półdemon
szybko ją przekartkował. Na każdej stronie opisany był sługa, jakiego można
przyzwać, ile najmniej trzeba mieć run, aby kogoś przywołać, umiejętności sług,
ich agresywność oraz wierność. Kiedy Dante przyjął księgę, demony rozsypały się
w proch i zostały zabrane przez wiatr. Skonsternowany patrzył jak prochy
znikają w portalu. Kiedy znikły do Dantego podszedł Neverlight i zapytał:
-
O co chodzi?
-
Oni… Rozsypali się.
-
Tak. I co z tego?
-
Oni nie umarli?
Neverlight
wybuchnął śmiechem:
-
Umarli?! Niemożliwe! Przecież demony tak
się przenoszą!
-
Naprawdę?!
-
Nie wiedziałeś?!
-
Nie…
-
Ha! – mentor odetchnął powoli, żeby
przestać się śmiać. – Nieważne. Czas
zacząć ostry trening. Gotów?
-
Jak nigdy - powiedział zadowolony Dante.
-
Dobra! Zacznijmy. Będziesz przez całe
trzy tygodnie, bez przerwy, walczył z moimi sługami i żołnierzami. O nic się
nie martw. W Ingost nie zaznasz zmęczenia ani głodu, dopóki nie będziesz tego
chciał. Tylko nauka magii może do tego doprowadzić. Więc jak? Zaczynamy?
-
Jeszcze pytasz. Dawaj ich!
Dante od pierwszych minut się nie oszczędzał.
Używał miecza, magii, demonicznych aspektów. Sługi Neverlighta były za słabe,
nawet kiedy były w bardzo dużych ilościach. Półdemon z dnia na dzień coraz
bardziej był pochłonięty walką. Im dłużej walczył tym stawał się silniejszy i
bardziej zuchwały. Wtedy w ogóle nie zastanawiał się nad tym dziwnym
ograniczeniem wspomnień. Nawet o nim zapomniał. Z czasem pozwolił wewnętrznemu
demonowi przejąć kontrolę. Nie obchodził go już świat na powierzchni. Liczyła
się tylko walka i demony. Po trzech tygodniach nieprzerwanej walki Neverlight
podszedł do Dantego, uklęknął i powiedział:
-
Książę, bo tak cię teraz mogę nazwać,
jesteś gotów. Już niczego nie będę mógł cię nauczyć. A czy sam twierdzisz, żeś
gotów, żeby walczyć i spalić świat żywych?
-
Tak! Jestem gotów! Wytnę ich wszystkich w pień, a potem spalę! A z ich popiołów
zbuduję nowy świat! – zawołał Dante, będąc nadal w bojowym szale.
-
W takim razie możemy ruszać! –
Neverlight uśmiechnął się pod nosem. - Tylko
pamiętaj po przejściu przez portal muszą minąć trzy dni zanim zaczniesz
polować. Twoim celem jest zebranie trzech dusz: kapłana, paladyna i osoby,
która ci pierwsza pomogła.
-
Dlaczego niby ta ostatnia?
- Ta osoba ma jedną z najsilniejszych dusz
na tamtym świecie.
-
Interesujące. – Nagle Dante coś sobie przypomniał. – A właśnie! Kim był ten
tajemniczy demon, który pomógł mi opanować Magię Ognia?
-
On… Nazywamy go Bezimiennym. To syn
Tyberiusza.
-
A czy ja nie jestem jego synem? To był mój brat?
-
Nie jest twoim bratem. Został stworzony
przez Władcę, a nie zrodzony z ludzkiej matki.
-
Czyli jest moim przyrodnim rodzeństwem.
-
W pewnym sensie. Ale zostawmy już ten
temat. Czyż nie masz wypełnić zadania, Książę?
-
No tak. Zatem ruszam, a ty mam nadzieję, że będziesz walczył u mojego boku aż
do końca.
-
Jak sobie życzysz!
W
tym momencie Dante za pomocą magii otworzył bramę do świata żywych. Kiedy
przechodził przez portal, uśmiechnął się sam do siebie mrocznie. Nie było w tym
nic ze zwykłego uśmiechu Dantego.
-
Zacznijmy polowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz